piątek, 17 stycznia 2014

Chapter Five.

Do rozdziału włącz sobie piosenkę pt. "Justin Bieber - Fall"

Caitlin's POV

Obudziłam się z dziwnym przeczuciem,  że ktoś drżał obok mnie, przez blask lampy. Zaskoczona przetarłam oczy, przyzwyczajając się do światła, ale całą swoją uwagę przeniosłam na Justina. Zdałam sobie sprawę, że nie był on w pełni ubrany, ale tak jak Drew, który spał na jego ramieniu.
Poczułam, że moje brwi marszczą się w cienką linię. - Co się dzieję?
- Musimy być za godzinę na lotnisku. - Justin powiedział do Drew, kładąc się obok mnie.
- Dlaczego? - zapytałam, kiedy widziałam jak przeszukuję rzeczy w szufladach i pakował ubrania na brzegi torby. - Co robisz?
- Jedziemy, um, na wakacje. - powiedział, rzucając mi czarną bluzę i czarne dżinsy. - Pośpiesz się z ubieraniem.
- Dlaczego? - powtórzyłam. - Dlaczego nagle jedziemy na wakacje? Co się dzieję?
- Justin wziął głęboki oddech. - Tylko ja, ale jesteście mi potrzebni, żeby na wypoczynek uciec. W ostatniej chwili zrobiłem kilka telefonów i "pociągnąłem za kilka sznurków" i znalazłem idealne miejsce na mały wypad. To będzie dobre dla nas, połączy nas w rodzinę. - powiedział i położył dłoń na moim brzuchu. - Myślę, że będzie lepiej niż kiedykolwiek.
- Ucieczka? - mój głos brzmiał niczym szept, kiedy spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki. Każda ich część dodawała mi trochę pewności, że on faktycznie był ze mną szczery. Nie chciałam mieć go za oszusta i spotyka się z inną dziewczyną. Chciałam, żebyśmy byli rodziną.
- Naprawdę. - mruknął, przyciskając swoje usta do mojego czoła w lekkim pocałunku. - Nie mamy zbyt wiele czasu...
Skinęłam głową i szybko złapałam ubranie, które Justin mi podał i pobiegłam do łazienki. Wyszczotkowałam zęby i nałożyłam spodnie. Ściągnęłam koszulkę od piżamy przez głowę, ujrzałam mój brzuszek, lekki uśmiech rozmieścił się na moich ustach. Chociaż nie było widać zbyt wiele, to wciąż niewiele wiadomo było o tym, że miłość moja i Justin'a rosła w sympatyczny sposób. Rzuciłam ostatnie spojrzenie i narzuciłam bluzkę, a potem bluzę z kapturem.
Kiedy skończyłam, usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi, Justin wystawił głowę i spytał. - Gotowa?
- Tak, tylko muszę obudzić moich rodziców i Christian'a. - odpowiedziałam.
Justin spojrzał niechętnie. - Nie musisz tego robić.
- Co masz na myśli? - posłałam mu zdziwione spojrzenie, umieszczając skarpetki, a potem buty tenisowe.
- Cóż już im to mówiłem i zorientowali się, że skontaktujemy się z nimi później. Mam na myśli, że to wszystko jest zrobione w ostatniej chwili i nie chcę sprawiać niedogodności pilotowi.
- Oh, dobrze. - wahałam się. - Ale jestem pewna, że zostało podjęte na tę chwilę, aby im powiedzieć.
- Powiedzieć komu? Co? - zaspany głos Christian'a rozbrzmiał przez drzwi do mojej sypialni.
Czułam oczy Justina na mnie, kiedy odpowiedziałam - Miałem zamiar powiedzieć rodzicom, że jedziemy na rodzinną wycieczkę. Po prostu zyskać trochę czasu w spokoju, ale Justin powiedział to wszystko wczoraj, musimy wyjść z domu za kilka minut.
- Cóż, w tym wypadku to pewne, że najlepiej nie budzić rodziców. Oni będą się tylko martwić. - wyraz twarzy Chrisa był nieczytelny. - Dokąd idziesz?
- To niespodzianka. - Justin odezwał się do mnie.
- Założę się. - prychnął Chris, a jego oczy zmrużyły się na sylwetce Justina, jako stałe spojrzenie.
Dostrzegłam pomiędzy nimi coś co wydawało się być czymś w rodzaju cichej rozmowy. W celu przełamania napięcia przytuliłam Christiana.
- Wezmę Drew i torbę do samochodu, dobrze Justin? - powiedziałam, zaczynając schodzić z synem.
- Nie, torbę po prostu zostaw torbę tutaj, nie chcę, żeby coś ci się stało. - powiedział ochronnie.
- Cokolwiek powiesz. - figlarnie przewróciłam, wychodząc przez drzwi. Obejrzałam się i zobaczyłam, że sylwetki Justina i Christiana nie drgnęły. Nie idziesz?
Justin nieco się złamał i zabrał wzrok z Chrisa - za chwilę przyjdę kochanie.
- Dobrze - przegryzłam nieco wargę. - Pa, Christian. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, siostro. Uważaj na siebie. - powiedział tonem, który był niezwykle delikatny. To było tak, jakby myślał, że na zawsze wyjeżdżam.
- Wrócę, jak zaczniesz za mną tęsknić. - zaśmiałam się, ale nadal ilustrowałam jego twarz.
Przełknęłam ślinę, zanim razem z Drew ruszyliśmy w stronę samochodu. Westchnęłam, kiedy usiedliśmy na fotelach i niecierpliwie czekaliśmy na przyjście Justina. Niezależnie od tego co teraz działo się pomiędzy moim bratem, a moim mężem, niezależnie od jakichkolwiek obaw i niezadowolenia, które mogą wpłynąć na nas w około, Justin miał rację, to jest potrzebne, by uciec teraz niż kiedykolwiek indziej.

Justin's POV

Christian i ja staliśmy tylko krok od siebie, wsłuchiwaliśmy się w spokojny szum otwieranych drzwi garażu, będąc pewnie, że Caitlin była poza zasięgiem słuchu.
Bez oporów Christian zwrócił się do mnie. - Wiem, że rano nas okłamałeś. Nie było żadnego śniegu w nocy.
Przełknąłem ślinę. - Masz rację, to było kłamstwo, ale ja muszę chronić Caitlin. - powiedziałem stanowczo. Słyszałem graniczny skowyt w moim własnym głosie. To brzmiało jak melodia piosenki ABC, powtarzając tę linię bardziej niż wszystkie inny, tak wiele razy, aby brzmiało idealnie i bezmyślnie.
- Chronić ją? Przed czym? - głupi Christian, przecież to było oczywiste. - Ty chroniący moją siostrę, Justin? Niby jak?
Przegryzłem wnętrze mojej szczęki. - Jakoś.
- Jakoś? - zaszydził. - Co do cholery oznacza to "jakoś?" Nie ma czegoś takiego jak jakoś w definicji niedyskrecji. Albo okłamujesz moją siostrę, albo nie.
- Cóż, nie okłamuję jej. - moje gardło stawało się suche, na psychiczną myśl wyobrażeń tych wszystkich minut, które nam zostały. Minut, które stanowiły część godziny.. Dwudziestu czterech godzin. Konkretnych dwudziestu czterech godzin, przez które musiałem znaleźć bezpieczne miejsce dla Drew i Caitlin.
- Jesteś pewien? - zmrużył na mnie oczy.
- Pozytywnie. - przełknąłem ślinę.
- Zdajesz sobie, że przez te wszystkie oszustwa ona myśli, że masz romans. Chodzi mi oto, że przez to wszystko ona czuję się "oszukana" moja siostra jest bezpieczna, w komfortowym życiu. Rozumiesz?
Mój puls rósł, kiedy tonąłem w jego słowach. Zrobiło mi się nie dobrze.
- Spójrz, Justin. - skrzyżował ramiona. - Byłeś moim najlepszym przyjacielem i kocham cię, ale moją siostrę kocham bardziej. Jeśli dowiem się, że zrobiłeś wszystko, co doprowadziło ją do załamaniu lub, ta mała wycieczka to żadna niespodzianka. Zabiję cię. - jego głos był zimny i jadowity. - Pozwól, że znowu ci to przeformułuję: Zabiję cię.
- Muszę iść Christian. - zmusiłem się do odpowiedzenia
- Nie. - potrząsnął głową. i chwycił mnie za ramię. - Nie przejmuj się tym, że do mnie zadzwonisz. Jeśli coś się stanie z moją siostrą znajdę cię bez pomocy - stopniowo zniżał swój głos. - Ale, mam nadzieję, że nie pozwolisz, aby coś jej się stało. Jej i Drew. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę jej stan. - w jakiś sposób on wiedział, że Caitlin jest w ciąży
Powoli skinąłem głową. - Zrobię to, Chris, obiecują, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby zapewnić im bezpieczeństwo.
____________________________________________________________________________

Po skręcie i każdym moim kroku czułem, że moje serce wciąż waliło. Mój naturalny instynkt stale patrzył za siebie i sprawdzał okna. Psychicznie skanowałem każdego, kto wydawał mi się choć w połowie szalony, starając się zapamiętać ich twarz, tylko w takim przypadku, zachowywałem się jak agent. Wiedziałem, że mógł zatrudnić boksera, albo kobietę.
Spojrzałem na miejsce obok siebie i dostrzegłem, że Caitlin śpi, tak samo Drew. Byli jak kamienie na tylnym siedzeniu. Niewinni, anielscy, łzy napływały do moich oczu, czując ogromny ból serca.
Słowa Christiana rozbrzmiewały w mojej głowie, kiedy próbowałem zrozumieć jak to się stało. Na początku, miałem plan, ukradnę pieniądze i pozbędę się Stephena. Teraz właśnie dzieję się wokół niczego, ale obawiam się, że zgodziłem się na polowanie i śmierć mojej żony i syna.
Dlaczego ktoś chciał skrzywdzić dwoje niewinnych niczemu ludzi. Nigdy tego nie rozumiałem, ale Stepeh to zrobił, a moim obowiązkiem było powstrzymanie go, zanim będzie za późno.
Dwukrotnie sprawdziłem, upewniając się, że nikt za nami nie wjechał na prywatny parking lotniska. Patrzyłem, jak duża brama zamykała się za mną. Wciągnąłem głęboki wtedy, aby mój oddech stał się stały. Cicho, pochyliłem się i pocałowałem Caitlin.
Jej oczy zatrzepotały otwierając się, uśmiechnęła się spoglądając na mnie.
- Dzień dobry, pani Bieber. - przywitałem ją.
- Witaj. - uśmiechnęła się, kiedy przyciągnęła moją brodę tak, że nasze usta ponownie spotkały się w miękkim, jeszcze cieplejszym pocałunku, nasze wargi idealnie się poruszały. Nie chciałem tego kończyć, ale wiedziałem, że musimy.
Stopniowo, wyciągnąłem się i pocałowałem ją w palce. - Musimy iść.
- Dobrze - skinęła głową. - Wezmę Drew.
Westchnąłem, wyłączając silnik czarnego Range Rovera. Był to pierwszy samochód, jaki kiedykolwiek dostałem, choć wiele osób już dawno zapomniało, że mój posiadałem jeszcze mój błyskotliwy fiker i batmobil. Wśród wielu innych do niego miałem największy sentyment.
Tęsknie przebiegłem palcami po kierownicy, wiedząc, co będę musiał zrobić. To byłoby zbyt ryzkowne mieć sterownik, lub wynająć samochód, więc zamiast tego zdecydowałem się jechać własnym, a następnie wysadzić go w powietrze.
Westchnąłem, przypominając sobie jak wybucha mój pierwszy samochód, to było dalekie od mojego największego zmartwienia. Wysiadłem z fotela kierowcy i chwyciłem torbę z bagażnika.
- Mogę go zanieść. - powiedział do Caitlin, wskazując na Drew, który wtulał się w jej ramiona.
- Czuję się dobrze. - potrząsnęła głową.
- Dobrze. - zgodziłem się, przed rozpoczęciem prowadzenia nas do drogi startowej, gdzie był zaparkowany prywatny odrzutowiec. Wspięliśmy się na pokład samolotu, a wysoki, blady pilot czekał na nas.
- Dzień dobry, rodzino Bieber. - przywitał nas gęstym, szwedzkim akcentem. - Jestem waszym pilotem, Peter.
- Witaj - Caitlin uśmiechnęła się od ucha do ucha, kiedy rozejrzała się po skomplikowanym układzie samolotu.
- Czy chcę pani, abym panią oprowadził, pani Bieber? - zapytał, a Caitlin pokiwała radośnie głową.
Położyłem naszą torbę. - Zaraz będę z powrotem. - przymknąłem oczy, na znak zrozumienia tego co miałem zrobić.
- Trzydzieści minut. - odezwał się po prostu.
Pobiegłem po schodach samolotu i wróciłem do miejsca, gdzie był zaparkowany mój Range Rover. Delikatnie poklepałem maskę samochodu - Trzymasz się dobrze, od roku i od moich szesnastych urodzin. - zaśmiałem się, przypominając sobie moje ulubione stare frazy. - Jeśli niebo dla samochodów istnieję, to znajdziesz się tam.
Wziąłem głęboki oddech, otwierając maskę i okazała się bomba, której szukałem. Ustawiłem ją na trzydzieści minut, tak jak zlecił mi pilot. Nacisnąłem przycisk aktywuj. Z drżącymi rękoma, zamknąłem jego maskę i ruszyłem z powrotem do samochodu.
- Gotowe? - zapytał Peter, kiedy wszedłem do samolotu.
- Tak. - odpowiedziałem po prostu.
Dał mi lekki uśmiech. - Czas start, a potem?
Skinąłem głową.
- No wiesz, co zrobisz gdy wylądujemy - powiedział, upewniłem się, że Caitlin nie zwracała uwagi i podał mi małe, srebrne pudełeczko.
Zrobiło mi się niedobrze, kiedy wziąłem je od niego, a moje oczy spoczęły na nim.
- Jesteś pewien? - zapytałem.
- Jestem chory, Justin. Po za tym jeśli nic z tym nie zrobisz, w sumie to więcej niż prawdopodobne, Stephen to zrobi. Wolałbym, żebyś ty to miał i żeby twoja rodzina była bezpieczna.
- Nienawidzę tego. - wyszeptałem.
- Czasem trzeba stracić, aby zyskać. - naśladowałem echem matkę Seth'a, Lilian. - Ciesz się, że to będzie lot na całe życie. - zaśmiał się, chociaż moje serce pękało.
- Tatusiu, patrz! - powiedział Drew, odwróciłem się i zobaczyłem jak siedział obok Caitlin z począkiem w kształcie dinozaura.
- Nie pozwól ich skrzywdzić. - Peter skinął głową, w stronę sreberka w moim ręku, zanim zaknął kabinę. Wsunąłem pudełeczko do tylnej kieszeni.
- Niech cię Bóg błogosławi. - dałem mu smutny uśmiech.
Przybrałem dobrą minę do złej gry i odwróciłem się do Drew. - To jest taki fajny koleś. - powiedziałem, Caitlin uśmiechnęła się do mnie.
- Peter powiedział, że t nie będzie plaża, gdzie jedziemy, gdzieś gdzie będę mógł zrobić zamek z piasku w kształcie dinozaura! - kontynuował radośnie, kiedy usiadłem na fotelu w korytarzyku. Drew był po środku, a Caitlin w pobliżu okna.
- Peter jest miłym facetem. - skomentowała.
- Bardzo miłym - skinąłem głową, nagle usłyszeliśmy jego głos.
- Witamy na pokładzie rodzinę Bieber'ów. Zamknij uszy, kiedy usłyszysz dźwięk "boom" za około dziesięć minut, ale nie ma obaw, samolot jest w pełni bezpieczny. Więc siedźcie i cieszcie się lotem do raju.
Stewardessa przyniosła wózek pączków i po raz kolejny patrzyłem jak Caitlin i Drew oddawali się tej przyjemności, kiedy ja walczyłem z chęcią rozpłakania.
Wreszcie wszystko zostało ustalone, a samolot został nakierowany na pas startowy. Podobnie, kiedy kółka uniosły się z ziemi usłyszeliśmy głośne BOOM, wiedziałem, że to był mój cenny, pierwszy samochód, który zniknął na zawsze. Jeszcze smutniejsze było to, że to dopiero pierwsza katastrofa. Miało być ich więcej, kiedy nadejdzie nowy dzień.
_____________________________________________________________________

Po prawie czterech godzina Peter wylądował samolotem na odległej wyspie po środku Oceanu Atlantyckiego. Caitlin, Drew i ja zameldowaliśmy się do luksusowego domku. Dziwne, że miejscowi tutaj mówili po angielsku, tak jak matka Seth'a, kiedy prosiliśmy ją o pomoc. Ale, to nawet lepiej, bo absolutnie nikt tutaj nie wiedział kim jestem.
Uśmiechnąłem się, kiedy wychyliłem głowę przez okno, patrząc jak Caitlin i Drew próbowali naśladować ruchy jednego z tanecznych The Islander. Ona przenosiła biodra z boku na bok, sychronizując w tym czasie rękoma. A Caitlin i Drew wydawali się miotać jak kaczki. Delikatny dotyk na ramieniu, sprawił, iż odwróciłem się i ujrzałem Peter'a, wyraz jego twarzy był spokojny.
- Masz strzykawkę?
Mój uśmiech szybko zniknął, a cała krew odpłynęła z twarzy, kiedy spojrzałem na niego.
- Nadszedł czas, mój przyjacielu. - powiedział, wskazując mi, abym go śledził.
Moje gardło wyglądało na zamknięte, a moje usta wyschły, kiedy odchodziłem od domu na drugi koniec korytarza wzdłuż drugiej strony dzielnicy. Który służył jako śmieć, do nagrywania obszaru miasta. Obrzydliwy zapach powietrza spowodował, że moje oczy zaczęły się palić, a łzy które zbierały się wcześniej zaczęły wypływać.
- Nie musisz tego robić. - powiedziałem, czując jak słowa zduszały się we mnie.
- Oh, ale ja. - oczy Peter'a zmniejszyły się, a on uśmiechnął się. - Stephen był na moim szlaku, przez cały czas, Lilian wie, dlatego dałem wam szansę i pomogłem wam. Będę musiał. I tak umrę, więc dlaczego nie w słusznej sprawie?
- Możesz zostać z nami. - szepnąłem, ale on pokręcił głową.
- Jeśli jestem w pobliżu, on z pewnością cię znajdzie. On po prostu ma sposób na odnalezienie mojego miejsca pobytu.
Moje dłonie trzęsły się, kiedy wyciągałem fiolkę z paraliżującym płynem, który Peter będzie miał we krwi. Niemal mnie paliło. - N.. nie mogę tego zrobić, nie jestem mordercą. - pociągnąłem nosem.
- Proszę, Justin, ty mnie nie zamordujesz, pozwalasz mi tylko uczynić się ofiarą. Pozwól mi to zrobić, proszę.
Dyszałem, kiedy wziąłem igłę i wbiłem w jego ramię. - Niech Bóg cię błogosławi. - szepnąłem, wstrzykując płyn, patrzyłem jak Peter zamknął oczy i zemdlał.
Łzy spływały po moich policzkach, wziąłem duży stos drewna i papierów i umieściłem je na górnej części jego ciała. Moje serce waliło, a moja głowa pulsowała, kiedy stawiałem stos w płomieniach.
Płakałem w niekontrolowany sposób, wychodząc z szopy. Oparłem się o budynek, czując ciepło ognia wewnątrz.
- O tu jesteś, szukałam ciebie i Peter'a. - Caitlin zaczęła, ale przerwała, odwracając się, spojrzałem na nią.
- Gdzie Peter? - zapytała, a jej oczy migotały od ognia.
- Odszedł. - wymamrotałem przed przerwaniem płaczu.

Caitlin's POV

(dwa tygodnie później)
Obudziłam się ze starciem szkła po raz trzeci w tym tygodniu. Wyszłam z łóżka, aby znaleźć Justina, potykając się do kuchni całkowicie zmarnowana. Jego włosy były brudne, a on śmierdział alkoholem.
Jego oczy były na skraju, kiedy doprowadziłam go do naszej sypialni, on niechlujnie podszedł do mnie i przyciągnął mnie do siebie.
- Pocałuj mnie. - zażądał niewyraźnym tonem.
- Przestań, Justin, jesteś pijany. - warknęłam, starając się go od siebie odepchnąć.
Choć na wyspie było wspaniale, nasz pobyt tutaj był daleki od raju. Justin był nie trzeźwy, odkąd nasz pilot odszedł, wpadając do spaleniska miasta. Śmierć nigdy nie była łatwą rzeczą, ale jego porwała bardzo ciężko.
Na początku pił w milczeniu, ale stopniowo to stawało się u niego codziennością. Proszą o uwagę i twierdząc, że musi "coś czuć."
Justin zacisnął na mnie dłoń. - Pocałuj mnie i powiedz. - powtórzył, a kolor jego tęczówek pociemniał. - Teraz.
Moje serce ożywiło się, kiedy on pchnął mnie w kierunku ściany i mocno wpił się w moje usta.
- Potrzebuję cię. - powiedział szorstko. - Chcę żebyś coś poczuła.
- Justin, nie wiesz, co mówisz.
- Tak, ja. - podniósł głos. - Jestem zdrętwiały, Catlin. I możesz to zmienić. - zaczął, umieszcza dłonie wzdłuż ciała. - Rozbierz.
- Przerażasz mnie. - wyjąkałam, starając się od niego odejść.
- Powiedziałem, rozbierz mnie, cholera. - zaklął i chwycił mnie za włosy.
Poddałam się i ściągnęłam moją sukienkę przez głowę. Pomimo pijaństwa Justina on nigdy nie próbował mnie zmuszać do sypiania z nim.
Potknął się, dochodząc do łóżka. - Idź tam.
Przełknęłam ślinę, kiedy weszłam na łóżko. Patrzyłam jak Justin próbował dostać się na nie, ale znowu się potknął. Podparł się nocnym szkłem, ale tylko spadł i kołatał się pod nim. Wycie uciekło z jego ust, kiedy odłamek szkła wbił mu się w dłoń, a krew obficie sączyła się z jego dłoni. Pośpiesznie wzięłam telefon ze stolika nocnego i wybrałam numer na linię alarmową.
Czekałam, aż operator odbierze i spojrzałam na Justina.
Spojrzał na swoją dłoń i zaczął się trząść. - Nawet nie krwawi. - wybełkotał. - Zabiłem go i nie krwawił.
Bez ostrzeżenia Justin zemdlał, dyszałam, kiedy on uderzył o podłogę.

______________________________________________________________________________

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Chapter Four.

Caitlin's POV

Samotnie siedziałam w kuchni przy stole, nakładając na mój talerz kolejną porcję lasagne. Spojrzałam na zegarek, a jego zielone numerki wskazywały jedenastą rano. Reszta mojej rodziny była pochłonięta w głębokim śnie. Christian jest ostatnią osobą, która tylko leżała od jedenastej. Początkowo chciałam do niego dołączyć, ale zaczęło burczeć mi w żołądku, co jeszcze bardziej mnie obudziło. Poszłam w do kuchni w poszukiwaniu czegoś do zaspokojenia mojego apetytu. Więc znalazłam lasagne. Kiedy tylko usiadłam przy stole natychmiastowo straciłam zainteresowanie jedzeniem --- słowa  z ust Christiana nadal ciężko układały mi się w głowie.
Nie powiedziałam nic nikomu, ale nie mogłam znieść myśli, że Justin nie mówił mi wszystkiego. Nie pamiętałam, aby kiedykolwiek w trakcie naszego związku on oszukiwał mnie. Co się teraz zmieniło? Oczywiście przybliżona odpowiedź niosła za sobą konsekwencję setki różnych pytań. Była tylko jedna, której nie umiałam zaakceptować, ale jednak z jej winy czułam się chora. Część mnie pochłaniała całe te wnioski, ale druga połowa przypominała, że jest coś w tej całej układance co wcale nie pasowało do reszty. Coś jak gumowa kaczka pływaczka, bardziej prawdopodobne do zwykłej kaczki (?).
Niedawno Justin wyszedł razem z resztą członków RRR do lokalnego RRR HQ, gdzie zrobiono seminarium dla małżonków, którzy brali udział w wojnie. Głównym tematem było jak utrzymać relację z bliskimi. oczywiście to wszystko było zbyt słodkie i przepełnione miłością, podczas kiedy tego tak naprawdę nie było. Ale, statystyki tego co mogłoby się wydarzyć były niepokojące. Stawki: rozwody, które były w pewien sposób zaangażowane, jako formy separacji z powodu wojny - co było przerażające. W czasie seminarium, będę głównie słuchała pastora z "rozłącznym" zainteresowaniem. Nigdy nawet za milion lat temat mój i Justin'a - a raczej zakochania w szóstej klasie i doświadczenie tych wszystkich sytuacji na wadze życia i śmierci nie wywoła u nas separacji, przez tą całą wojnę. Nie może nas złamać, to jest to, co czyni nas silniejszymi. Bez wątpienia.
W związku z jego zniknięciami nikt nie przekazałam mu tego całego doświadczenia, których nie otrzymał podczas swojej nieobecności. Byliśmy na dobrej drodze, zamiast tej złej. Mimo, że to było realistyczne działanie, to oznaczało, że tak naprawdę nie wiedziałam nic na jego temat, ani na temat co zrobił w przeciągu tych ostatnich kilku miesięcy. Gdybym mogła drugą dłonią odgadnąć wszystkie decyzje? Czy on nadal posiada w sobie to uczucie, że mnie kochasz, pomimo tego wszystkiego w co został wciągnięty. Ostatnie, ale chyba najmniejsze, czy znalazł sobie inną? Pomysł powrotu do domu pasierba, ciężarnej żony, to coś czego najmniej się spodziewał? Czy istnieję jakaś normalna kobieta, która żyję życiem normalnego dwudziestojednoletniego faceta z którym wygrało to uczucie?
Choć dopiero o tym myślałam to już łamało mi serce, to było nawet blisko siebie. Samo siebie ciągnęło. Zbyt często widywałam uśmiechy kobiet, które starały się ukryć ból, który był związany z niedyskrecją męża. To było idealnie przypisane do frazeologizmu "chłopcy, na zawsze pozostaną chłopcami" Ja, naprzykład nie widziałam siebie przyłączonej do grona tych kobiet. Tak, jedyną szkodą, którą mogłabym tolerować to mąż oszust. Byłam już na tyle zmęczona tym wszystkim, przez innego człowieka, że podjęłabym decyzję o tym, że nie mogę już tego znieść,
Odgłos zamykanych drzwi przykuł moją uwagę. Odwróciłam się i zobaczyłam słabe światło widniejące z biura. Moja ciekawość wzrosła, obudziłam się i spokojnie wstałam idąc w kierunku drzwi. Cichy glos Justina był słyszalny.
- Wiesz, to naprawdę miło z twojej strony, ale ja po prostu nie mogę. Przepraszam Lilian.
Czułam, ze moje policzki zaczynały przybierać purpurowy odcień, jego tajemnica, to osoba po drugiej stronie telefonu. Mój oddech przyśpieszył a mięśnie napięły się.
- Dlaczego? - ton jego głosu podpowiedział mi, że on to powtórzył. - Lilian, pytam. Bo zależy mi na tobie, a to jest zbyt duże ryzyko do postawienia. Jeśli ktokolwiek by się o nas dowiedział, oboje bylibyśmy skończeni. Jak powiedziałem, doceniam, że jesteś i dbasz o mnie, kiedy potrzebowałem cię najbardziej, ale to nie jest gra. Szczególną sprawę zdałem sobie wczorajszej nocy.
W tej chwili byłam wściekła. Jak on ma czelność wkradać się i rozmawiać z inną kobietą w nocy, jednocześnie wyznając jego uczucia wobec niej? On nie wahał się przyznać, że jestem dla niego wczorajsz. Przełknęłam gulkę, która tworzyła się w moim gardle.
- Cieszę się, że rozumiesz, postaram się zadzwonić znowu, później. Prawdopodobnie w czasie, kiedy wszyscy będą spali. W ten sposób będziemy mieli trochę prywatności.
Prywatności? Przed czym?
- Dobra, dobranoc. - zakończył, kilka sekund przed spojrzeniem w kierunku drzwi.
Jego oczy momentalnie się rozszerzyły się, kiedy mnie dostrzegł. Szybko posłał mi swój uśmiech. - Co ty tutaj robisz, kochanie? Myślałem, że śpisz.
Wyciągnął dłoń, aby pogładzić moje włosy, ale szybko odsunęłam się od niego. - Gdzie byłeś wczoraj?
Zmarszczył brwi. - Mówiłem.
- Powiedz mi to jeszcze raz - rzuciłam wprost.
- Byłem na podwórku. Rozmawiałem z szefem, coś się stało, straciłem równowagę i chyba uderzyłem się w głowę. Nie pamiętam wszystkich szczegółów.
- Oh, więc teraz uderzyłeś się w głowę? - wyśmiałam. - To nie jest to, co powiedziałeś Lilian.
- Kto to Lilian? - zapytał.
- Nie udawaj głupiego, Justin. Słyszałam cię, dobrze? Słyszałam, że mówiłeś swojej głupiej panience o ostatniej nocy. - wzruszyłam ramionami. - Przykro mi, Justin, ale ja nie zamierzam tego tolerować. Jestem w ciąży, noszę twoje dziecko, a ty wolisz skradać się w nocy by porozmawiać z jakąś dziwką, zamiast sprawdzić jak się czuję, to boli, Justin.
- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz - potrząsnął głową. - Nie mam kochanki.
- Jesteś gorszą osobą, niż oszustem. Jesteś kłamcą i tylko tym. - warknęłam w jego kierunku.
- Nie oszukują ani nie kłamię, przysięgam - Justin praktycznie krzyczał. - Jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek pocałowałem, nawet kiedy byliśmy razem. Kocham cię z całego serca, nigdy nie skrzywdziłbym cię w ten sposób.
- Więc gdzie wczoraj byłeś? - mój głos był zachrypnięty, a łzy spływały po moich policzkach. Każdy cal mnie chciał mu wierzyć. Chciałam po prostu, żeby to były moje hormony, albo paranoje, chciałam wiedzieć, że istniała w nas prawdziwa, wierna miłość.
Justin zawahał się przez chwilę i to było wszystko co było mi potrzebne do wiadomości.
- Wiedziałam. - wychrypiałam, odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Łzy, które tak długo tłumiłam w końcu wygrały i zaczęły spływać moich policzkach.
- Caitlin, czekaj - powiedział, biegnąc do mnie i chwytając mnie za rękę.
Odsunęłam się od niego. - Nie dotykaj mnie. - pociągnęłam nosem, czując upokorzenie.
- Wysłuchaj mnie, Caity, proszę - błagał, a łzy wypełniały jego własne oczy. Zawahałam się przed spojrzeniem na niego. - Nie mogę powiedzieć, gdzie wczoraj byłem. Gdybym mógł, zrobiłbym to, ale nie mogę. Mogę ci obiecać, że nie mam romansu.
- A kim jest Lilian? - zaryzykowałam, mając nadzieję, że  zda sobie sprawę, że chciałabym, aby byl prawdomówny.
- Przyjaciółka. To wszystko.
- Jak się z nią spotykasz?
- Ja- nie mogę powiedzieć.
- Oczywiście, że nie możesz - potrząsnęłam głową. Ponownie zaczęłam wchodzić na górę. Moje serce łamało się z każdą sekundą i każdym krokiem.
- Caity, czekaj - poszedł za mną. Łzą z jego oczu groziło spłynięcie. - Wiem, że to brzmi podejrzanie, ale robię to, by cię chronić, przysięgam. Właśnie teraz musisz mi zaufać. Chociaż to wszystko jest przeciwko mnie. Po prostu musisz o tym wszystkim pamiętać. Przez co przeszliśmy, jak ciężko razem walczyliśmy, aby ponownie być razem. Gdzieś w tym wszystkim jest sposób i sens, abyś mi zaufała, kochanie, proszę.
Przez chwilę patrzyłam na niego, gwałtownie zaczerpując powietrza. - Czy masz jakiś problem, że prosisz mnie oto? - spytałam. - Mamy razem dziecko, Justin i nie możesz odpowiedzieć na moje najprostrze pytania. Przykro mi, ale ja naprawdę nie sądzę, że to jest dobry sposób na założenie rodziny. Chcę ci zaufać i uwierzyć w to wszystko co się stało, ale przeszłość to przeszłość, nie wiem czy mogę to zrobić w obecnym stanie, aby nasze małżeństwo było jak kiedyś.
Justin dosłownie trząsł się zatapiając w moich słowach - Kocham się. - wykrztusił, przed zatonięciem w moich ustach.
Mogłabym spróbować łez, które spływały po naszych twarzach, łzy, które mieszały się z mieszanką bólu i gniewu, te uczucia nas zalewały. Justin odsunął się i spojrzał na mnie wyczekująco, ale wszystko co mogłam zrobić, to pokręcić głową.
- Przykro mi. - wyszeptałam.
- Mi też. - odpowiedział, po czym powoli zaczął schodzić po schodach.


Justin's POV

Zaczerpnąłem powietrza, kiedy wyszedłem na balkon, który był w sąsiednim pokoju. Wydawało się, jakby dostał kopa w brzuch, a mój oddech został znokautowany. Moje serce bolało coraz mocniej z każdym pulsującym rytmem, a ja czułem jak cały mój świat zawalał się wokół mnie. Jak to możliwe, że podczas chronienia Caitlin ją najbardziej to bolało?  Gdyby nie była w tym wszystkim punktem, który ryzykował wszystko, co bym zrobił w pierwszej kolejności? Gdyby to nie był mój cel, zatrzymałbym to wszystko, aby nigdy nie doświadczała tej krzywdy? Jednak w wielu aspektach, moje działa sprawiały jej więcej bólu niż Seth i jego ojciec, Stephen, kiedykolwiek.
Pomimo tego całego czasu, kiedy byłem świadkiem bólu Caitlin, nigdy nie miałem zamiaru spojrzeć w jej oczy z czystą dewastacją, tak jak dzisiaj. Zostałem złamany, ale zrozumiałem. Jedyną rzeczą dla wroga, jest to by przynieść wam jak największą krzywdą -- tego należy się spodziewać, ale gdy osoba, którą kochasz, wyjawia ci, że została zraniona i straciła do nas zaufanie, to boli dziesięciokrotnie bardziej.
Chwyciłem zimną, metalową poręcz i warknąłem.  Gdybym tylko mógł zagłębić się bardziej w tej ciemnej tajemnicy, teraz byłbym w samym środku i wszystko byłoby w porządku. Gdybym mógł zatrzymać dokuczliwe uczucie winy, poczucia, nie tylko kradzieży i kłamstwa, wbrew biblijnej moralności mojej matki, nigdy nie zrobiłbym tego. Mogłem być w porządku, ale nie mogłem, Caitlin miała rację. Kłamstwo, to jedyna rzecz w związku, gorsza niż zdrada swojego partnera. A ja popełniłem ten największy grzech. Zapłacę za to.
Przeszukałem swoje kieszenie i wyciągnąłem mój telefon. Przeszukiwałem go, zanim nie znalazłem tego czego potrzebowałem. Numer telefonu to Stephen'a. Szybko nacisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem na połączenie. I znowu i znowu.
- Przykro mi, ale liczba twojego połączenia, została przekroczona, zostałeś odłączony.
Zwierzęcy jęk uciekł gniewnie z moich ust, zanim nacisnąłem czerwoną słuchawkę i upadłem na kolana. Zamiast patrzeć w niebo, dostrzegłem, że moje oczy były skierowane w dół, a ja krzyczałem nad własną przepaścią. Żaden ten ból nie pochodził od Boga, to wszystko było dziełem diabła i nie miałem żadnych wątpliwości, że znalazł przyjemność w tworzeniu z mojego życia piekła.
- Czego ode mnie chcesz? - krzyknąłem z irytacją - Starałem się grać w twoją głupią grę, ale to nie działa. Co mogę więcej zrobić?
Wtedy zdałem sobie sprawę, że to był tylko i wyłącznie mój błąd. Szatan od zawsze był definicją oszustwa. Nie zwyciężę w swojej grze, bo nie miała ona żadnych zasad. Tak długo, aż przestrzegałem jego sposób robienia wszystkich rzecz, nie szukając rady u Boga, nie będzie spokoju. Za każdym razem twierdziłem, że moje życie leżało w jego rękach, a potem nagle spadłem jako wzór i robiłem wszystko po swojemu. Zawsze był o krok do przodu i dwa kroki do tyłu. Jeżeli już to już poruszał się do tyłu, zamiast do przodu.
- Ty mnie nie masz! - ponownie znalazłem w sobie siłę, aby wrzasnąć. - Nie masz nade mną żadnej władzy, nie wygrasz!
Osiągając swoje szaleństwo w pewnym momencie mój telefon zadzwonił, na co podskoczłem.
- Widziałem, że dzwoniłeś na stary numer. Czego chcesz dziecko? - usłyszałem głęboki głos Stephen'a.
- Musimy porozmawiać - syknąłem.
- Rozmawiamy - odpowiedział.
- Nie, o umowie jaką zawarliśmy.
- W porządku, mów dalej. - zachichotał.
- Nie tu, spotkajmy się. - kontynuowałem.
Jęknąłem. Mogłem wyobrazić sobie, jak przewracał oczami. - Kiedy się wreszcie nauczysz? Nie ty tutaj ustalasz zasady, tylko ja.
- Jeśli chcesz, abym zdobył dla ciebie twoje pieniądze, spotkajmy się w alejce z Grandma's Goodies, za pół godziny. - rozłączyłem się, nie czekając na jego odpowiedź.
Wszedłem do sypialni, aby zabrać moje klucze, ale okazało się, że Drew jeszcze spokojnie spał. Przegryzłem nieco wargę, wzdychając i pocałowałem go w czoło. Wsunąłem dłonie w kurtkę i zamknąłem drzwi balkonowe, przed wyjściem z pokoju.
Pośpiesznie wsiadłem do samochodu i pojechałem w kierunku alei. Myśli przebiegały w mojej głowie, a emocje walały się w  mojej piersi. Byłem otępiały i obojętny na wszystko.
Spojrzałem na zegarek, aby zorientować się, że za pięć minut minie trzydziesta minuta, odkąd dzwoniłem do Stephen'a. Chwyciłem za kierownicę i zaparkowałem tuż przy elei i czekałem. Powoli minutowa wskazówka zegara zaznaczała nas czas spotkania. Minęło aż piętnaście minut. Szybko stałem się zły, miałem odwrócić się i odejście, ale wtedy biały van Stephen'a pojawił się, a on wystawił głowę przez tylne drzwi. Jego oczy spojrzały na mnie, jak przeszkolony, szybko podjechał do mnie i to był ruch dla mnie. Wszedłem do swojego samochodu i zamknąłem drzwi przed brnącą furgonetką.
Spojrzałem na niego sceptycznie, zanim wysiadłem ze swojego samochodu i wsiadłem do niego.
- Chcesz rozmawiać czy nie? - uniósł brew.
- Nie próbuj niczego. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Nie marzysz o tym?
Przewrócilem oczami. Stephen, wskazał, abym zajął jeden z foteli. Ostrożnie usiadłem.
- Piwo? - spytał, trzymając w moim kierunku puszkę, ale pokręciłem głową.
- To nie jest spotkanie towarzyskie, odchodzę, Stephen. - spojrzałem an niego.
Dał mi rozbawione spojrzenie i wziął długiego łyka napoju.
- Mówię poważnie. - powiedziałem surowo.
- Oczywiście, że tak. - powiedział, nieprzeniknionym tonem. - Czy mogę zapytać, dlaczego?
- Caitlin myśli, że ją zdradzam. - powiedziałem.
- Cóż, a to prawda? - spytał w protekcjonalny sposób.
- Nie, oczywiście, że nie. - spojrzałem na niego.
- To dlaczego ona myśli, że tak jest?
- Bo jej wszystkiego nie mówię! - wrzasnąłem.
- A co to ma wspólnego z twoją pracą dla mnie? Hmm?
- Wszystko! - byłem coraz bardziej wściekły. - Ona chce wiedzieć gdzie byłem wczoraj i kim jest Lilian, a ja nie mogę jej tego powiedzieć.
- Dlaczego nie?
- Co? - spojrzałem na niego.
- Nigdy nie powiedziałem, ze nie możesz nikomu powiedzieć o kradzieży, albo o tym, że Lilian jest moją żoną, matką Seth'a. Cóż, możesz iść nawet na policję. Może wtedy zabiję ciebie i Lilian, to znaczy, zrobi to ktoś z moich bliskich, ale to nie jest przeciwko zasadom, nie ma żadnych zasad, naprawdę. To cięta i sucha sprawa. Kradzież pieniędzy, to żywi Caitlin i Drew, nie kradzież równa się to, że są marwi. Więc, jeśli chcesz możesz się wycofać i pozwolić im umrzeć. Więc jeżeli chcesz się wycofać i pozwolić im umrzeć, lub mówić wszystko i nie ryzykować, to tylko ty lub ktoś doprowadzi do ich zranienia, w porządku, ale nie wiń mnie za swoje decyzje.
Spojrzałem na niego ze złością. - Nie mogę powiedzieć Caitlin, że jestem przestępcą.
- Powtarzam, nie wiń mnie. To nie mój problem. - Stephen stożkiem wypił resztę piwa. - Teraz, jeżeli chcesz wyjść to okej, ale powiedz mi tylko. Dam ci dwadzieścia cztery godziny, abyś ukrył Caitlin i Drew, ale ich morderstwo i tak będzie interesujące. Nie ma nic gorszego, od nudnego zabijania.
- Idź do diabła. - warknąłem, zwracając się do okna.
- Tak, myślę, że będziesz gotowy, ilekroć uznasz, że nadszedł czas na następny trening. - uniósł brew.
Pokazałem mu środkowy palec, przed wyjściem z van'a. Słyszałem jego śmiech, po tym jak zatrzasnął drzwi.
Wkurwiony, ruszyłem z powrotem do mojego samochodu i wróciłem do domu jeszcze bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek. Zaparkowałem samochód w garażu i oparłem głowę na kierownicy, wciągnąłem głęboki oddech, rozważając wszystkie możliwości. Moje pojawienie się na balkonie. Szatana, nie można było pokonać w jego złej grze. Nawracały mnie powtórki z porad Lilian.
- Justin, chcę, żebyś mnie słuchał i chcę, abyś słuchał uważnie. Mój mąż jest egoistą, złym człowiekiem, który zasługuję na to, aby zginął w piekielnym pożarach, ale jeśli zagrasz z nim w jakąkolwiek grę, to sprawi, że stanie się on dziesięć razy gorszą osobą. Czasami w życiu trzeba stracić, aby zyskać. Rozumiesz co mówię?
Ciężko przełknąłem ślinę, próbując realizować to wszystko co musiałem zrobić, a co uderzyło mnie jak fala cegieł.
Podniosłem słuchawkę i wykręciłem numer Stephen'a. Odpowiedział w jednym mgnieniu. - Ukryj ich dobrze, Bieber. Twoje dwadzieścia cztery godziny, rozpoczynają się od teraz.

sobota, 21 grudnia 2013

Chapter Three.

Justin's POV

Jęknąłem, budząc się na tylnym siedzeniu starego, używanego van'a.
- Jak miło,  że do nas dołączyłeś, Justin.
Zamrugałem, spojrzałem w górę, ujrzałem przed sobą Stephen'a uśmiechającego się do mnie, pocierałem bolące ramię.
- Nie martw się - powiedział - To nie był strzał prawdziwą bronią, to tylko pistolet usypiający. Nie dostaniesz wielkiej szkody na ramię, z mojej winy. - rechot uciekł z jego ust.
- Do diabła, czy ty myślisz co robisz? - warknąłem w jego kierunku.
- Jadę na twoją pierwszą sesję treningową - po prostu odpowiedział.
- Sesja szkoleniowa? - wyśmiałem - Nie zgadzam się na żaden trening.
- Oh, ty nie musisz - Stephen wyciągnął dyktafon i nacisnął guzik.
Nagle rozbrzmiał mój głos - Zrobię wszystko, aby zdobyć tę pieniądze.
Stephen uniósł brew.
- Ale co będzie z moją rodziną? Byłem z nią tylko przez kilka dni!
- Zrelaksują się - syknął głośno - Tak długo, aż nie zakończysz pierwszego zadania w treningu, będziesz w domu przez wschodem słońca.
Spojrzałem na niego z obrzydzeniem. - Jesteś sukin-
- Wiem, wiem, mówiłeś mi to co najmniej milion razy - Stephen uśmiechnął się. - Ale bądźmy szczerzy, Justin. Jesteś jednym  z najczystszych w show biznesie gwiazd popu, jaka kiedykolwiek chodziła po tej planecie. A jaka jest najgorsza rzecz, którą ja kiedykolwiek zrobiłeś? Dostałeś mandat za przekroczenie prędkości? Pobiłeś paparazzi? Hmm? Czy ty naprawdę myślisz, że pozwoliłbym ci chodzić po Pałacu Buckingham kradnąc pieniądze bez żadnego doświadczenia? Żeby być dobrym w czymkolwiek, trzeba ćwiczyć. Jak można umieścić to w swojej książce, dopiero zaczynając? O tak. Doskonale przygotowana praktyka czyni mistrza. Tak, masz zamiar skupić się tylko na tym i tylko to zrobić. Musisz mieć doskonale opracowany plan włamania, a jestem pewien, że będziesz w stanie ukraść pieniądze.
- Jesteś szalony. - splunąłem.
- Tak mi mówiono - wzruszył ramionami - Twoim pierwszym zadaniem jest przejście się w kierunku stacji benzynowej, która jest na tej samej ulicy. Odtąd. Ukraść paczkę cukierków i nie dać się złapać.
- Czy ty myślisz? - spytałem z nie do wierzeniem.
- Być może - Stephen zażartował swoim nonszalanckim tonem, podał mi dużą czarną skórzaną kurtkę i czarne dżinsy. - Wrócimy po ciebie w ciągu piętnastu minut. Nie próbuj zrobić nic głupiego. Nie spieprz tego.
Bez słowa Stephen otworzył tylne drzwi i wypchnął mnie na twardy bruk. Zanim mogłem nawet stać van odjechał i skręcił wzdłuż jakiś wiejskich dróg, utknąłem przez starą, zdewastowaną stacją benzynową.
Mój instynkt podpowiadał mi, aby znalazł najbliższy automat telefoniczny i zadzwonić na policję, ale mój rozsądek podpowiedział, że to zadecyduję na wyrok śmierci. Dobrze wiedziałem, jaką siłę posiadał Stephen Mclntosh. Nie mogłem z nim grać. Jego zdanie zawsze było o kilka kroków przed wszystkimi - bez wątpienia był jedynym zabójcą z zagrywkami, a wszyscy inni byli tylko pionkami w jego grze.
Prychnąłem stojąc na nogach, lekko wykrzywiłem się, kiedy przez moje ciało przeszedł upadek, którego doznałem przez wypchnięcie z van'a. Podniosłem kurtkę i dżinsy podchodząc do obszaru, który był jeszcze ciemniejszy niż cała reszta, słabsze niż słabo oświetlona stacja benzynowa. Wsunąłem na swoje ramiona a na nogi wsunęłam moje dżinsy. Spojrzałem na zegarek, który odliczał czas i naciągnąłem czapkę. Wsunąłem okulary na twarz. Spojrzałem na zegarek, który zaczął odliczanie, a moje serce prowadziło "wyścig z czasem" do maksymalnej prędkości.

Zostałem ustawiony tak, aby przejść się w dziesięć minut. Zostało dziesięć minut, zanim popełnię przestępstwo, a przysiągłbym, że nigdy tego nie robiłem i teraz muszę zmierzyć się ze swoim gniewem. Musiałem mieć się na baczności przed diabłem we wcieleniu faceta. Czułem się słabo, biegnąłem w kierunku budynku, czytaj, stacji benzynowej. Przez okno widziałem dwoje nastolatków, chłopak i dziewczyna, którzy prawdopodobnie pracowali w tym budynku, wyglądali na wściekłych.
Przewróciłem oczami i wślizgnąłem się do pomieszczenia, a oni nawet nie zauważyli. Moje serce biło, a ja kątem oka patrzyłem w ich kierunku. Udałem się do półki z cukierkami. Moje ręce zadrżały, kiedy dotknąłem pudełka kokosowych i nadziewanych cukierków dla dzieci. Pot oblał moje ciało i zlatywał mi po plecach, kiedy powróciłem z powrotem do półki.
Powoli ruszyłem w kierunku drzwi, kiedy  natknąłem się na wysoki stojak z brelokami. Moje oczy rozszerzyły się, szybko wyciągnąłem rękę i chwyciłem stojak. Obróciłem go lekko, a on wydał szczęk, moje serce waliło jeszcze szybciej, kiedy ustawiałem go z powrotem na miejsce moimi "zdrętwiałymi" palcami.
Czułem się słabo, kiedy odstawiałem stojak nadal lekko się wahałem do przodu i do tyłu. Przełknąłem ślinę, zacząłem odchodzić i zamykać drzwi, nagle rozbrzmiał za mną głos.
- Hej, koleś - podskoczyłem, odwracając się, ujrzałem chłopaka stojącego ze mną twarzą twarz z dziewczyną, patrzyli na mnie.
- Uh, tak? - zapytałem starając się utrzymać mój ton jako nieporuszony
- Co ty sobie myślisz? - zapytał.
Czułem się chory, ale starałem się brzmieć normalnie.
- Co to oznacza? - jęknąłem.
Patrzyłem, jak przesunął się w bok i jestem prawie pewny, że widoczne było pudełko, które schowałem do kieszeni.
- Nie jesteś dobry kłamcą, wiesz? - uśmiechnął się.
Przełknąłem ciężko ślinę i wzruszyłem ramionami, starałem się ukazać, że jestem niewinny.
Uniósł brwi i wskazał w kierunku mojej prawej strony, moje serce waliło. Mogłem usłyszeć syreny i reportaże stwierdzające, że gwiazda popu, Justin Bieber, wreszcie spadł z łask i został przyłapany na kradzieży stacji benzynowej.
- Sądzisz, że jestem ślepy, czy co? - pytał, wyszedł zza rogu i podszedł do mnie.
- Ja, uh, mogę to wyjaśnić - wyjąkałem szybko.
Wyraz twarzy faceta złagodniała, a on wybuchł śmiechem - W porządku, człowieku. Każdy robi to raz na jakiś czas - uderzył mnie w ramię żartobliwie.
- Naprawdę? - moje oczy rozszerzyły się.
- Tak - skinął głową - Ludzie, którzy stoją w miejscu, po prostu na to wpadają.
Wtedy zdałem sobie sprawę, że miał na myśli breloki, które bym przewrócił. Poszedłem za nim wzrokiem, aby zobaczyć, jedno ze szkieł dekoracyjnego łańcucha "został uszkodzony."
- Nie mam przy sobie teraz pieniędzy, ale mogę za to zapłacić - zaproponowałem w wysilku, aby spróbować wyjaśnić mój oszołomiony stan, ale on tylko pokręcił głową.
- Nie, stary, nie martw się oto.
- Jesteś pewien? - zapytałem ostrożnie.
- Pozytywnie! - uśmiechnął się szeroko - Dobranoc.

Nie mogłem uwierzyć własnym uszom, kiedy wyszedłem przez drzwi bez żadnego problemu. Moje całe ciało było napięte, a ja zmusiłem nogi, aby ruszyły się z budynku oraz w kierunku drogi, gdzie Stephen i jego załoga wyrzucili mnie.
Spojrzałem na mój stoper, dostrzegłem że zrobiłem to w wyznaczonym czasie. Dosłownie, miałem tylko trzydzieści sekund, aby oszczędzić na czasie. Zobaczyłem van'a, który pędził ulicą. Tylne drzwi otworzyły się, spojrzałem przez swoje ramię na mały sklep, który teraz wydawał się mi odległy. Skoczyłem do środka.
Stephen stał naprzeciwko mnie z dziwnym wyrazem twarzy. - Jak poszło? - zapytał. - Wszystko ładnie i gładko?
- Jak lód - skłamałem, zapinając swój pas.
- Dzieciak miał rację, jesteś beznadziejnym kłamcą - zachichotał - Oglądaliśmy całość na żywo, myślałeś, że cię złapał.
Przewróciłem oczami - Mam twoje głupie słodycze, w porządku? - rzuciłem je w jego kierunku.
Stephen złapał paczkę lewą ręką, podczas gdy drugą miał za plecami, bez mrugnięcia okiem. - Nie możesz go przetrzymywać. Seth chciał mieć go jako swojego syna.
- Drew jest moim synem - zmrużyłem oczy, pozwalając cukierkom spaść na podłogę -  A ja nie chcę angażować go w cały ten bałagan, lub w jakiejkolwiek innej formie. To jest między nami, nikim innym. Rozumiesz?
Stephen po prostu spojrzał na mnie  i ponownie wyjrzał przez okno. - Zadzwonię do ciebie, kiedy będę cię znowu potrzebował.
Przed kolejnym słowem, mogłem wiele dopowiedzieć. Stephen nagle rzucił swoją prawą rękę w moim kierunku i wbił strzykawkę w moje ramie, wysyłając mnie w stan nieświadomości.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Caitlin's POV

Jęknęłam, obudziłam się czując czyjeś lekkie drżenie obok mnie. Moje powieki zatrzepotały, a ja skupiłam się na Drew, który się na mnie gapił.
- Mamo, mamo, chodź zobacz - powiedział podekscytowany - Śnieg.
Zerknęłam w stronę okna. Płatki śniegu spadały z nieba, tworząc wspaniały biały puch na czele wschodzącego słońca. Ziewnęłam, spojrzałam na zegar, aby zobaczyć, że jest piąta rano.
- Kochanie, jest sobota i to wcześnie rano, połóż się z powrotem - powiedziałam i ponownie wtuliłam się do poduszki. Byłam fizycznie i psychicznie wyczerpana. Spędziłam noc czekając, aż Justin wróci do łóżka, ale tylko uświadomiłam sobie, że go nie było.
Moje serce biło w mojej klatce piersiowej, a ja zastanawiałam się czy moja wiadomość o ciąży spowodowała, że on będzie trzymał się teraz ode mnie z daleka. Po tym wszystkim, choć nie próbował zapobiec urodzeniu dziecka, nie mieliśmy tego nawet w planach. Chcemy po prostu bardziej skupić się na naszych kilku poślubnych dniach. Zanim Justin udał się na wojnę. Teraz, właśnie wrócił do domu, a my mamy do czynienia z trochę innym trybem życia naszej rodziny.
 Byłam przerażona, a moje hormony ciążowe jeszcze bardziej mnie dobijały. Chciało mi się płakać.
- Ale, mamo, chcę pójść pobawić się z tatusiem - upierał się.
- Taty teraz nie ma, dobrze? - powiedziałam tak spokojnie, jak to tylko możliwe, ale on pokręcił głową.
- Jest, robi aniołki na śniegu - Drew jęknął.
- Aniołki ze śniegu? - ściągnęłam moje brwi.
- Chodź zobacz - wskazał.
Wspięłam się z łóżka i podeszłam do okna, spojrzałam w dół i ujrzałam Justina leżącego nieruchomo na środku podwórka, wiatr bił śniegiem w każdym kierunku.
- Nie, nie, nie - tchnęłam, odwróciłam się i pobiegłam na dół.
- Mamo, co się stało? - głos mojego syna był zaniepokojony, wolał mnie, ale ja nie zatrzymałam się, aby odpowiedzieć.
Nie przeszkadzało mi to, że nie miałam kurtki, albo butów,  pobiegłam na zewnątrz w samych spodenkach od piżamy i podkoszulku. Moje stopy marzły od zimna, kiedy weszłam na śnieg i rzuciłam się w kierunku wciąż leżącego Justina.
- O Boże! - moje oczy zaszkliły się - Kochanie, obudź się, obudź się - uderzyłam go w policzki, próbując obudzić go.
- Justin, wstawaj - płakałam, kiedy pochyliłam się i objęłam go. Zaczęłam ciągnąc go w kierunku drzwi.
- Mamo! - odwróciłam się na dźwięk głosu Drew, zmrużyłam oczu, ponieważ zimny wiatr wiał naprawdę ostro.
- Idź po Chrisa i dziadka. - powiedziałam mu - Teraz!
Drew szybko oderwał się i wbiegł do domu.
Pomimo zimna, czułam się przegrzana z wysiłku, nadal ciągnąc Justina. Wreszcie, położyłam go na chodniku, nadal go obejmując, ale nie tak mocno jak na podwórku.
Otarłam moje łzy, uklękłam obok niego i zaczęłam wykonywać usta-usta.
- Dalej, Justin - moja dolna warga drżała, a ja przeniosłam dłonie na jego klatkę piersiową.
Po prostu teraz, kiedy wszystko wydawało się beznadziejne, doszło jeszcze to. Justin łapał powietrze, a jego sine wargi powoli odzyskiwały kolor. Zakaszlał.
- Dzięki Bogu - cicho wyszeptałam i spojrzałam w niego.
- Caitlin - Justin sapał, kiedy jego wzrok spoczął na mnie. - Ty nie, nie, nie powinnaś b-być tut-aj - zadrżał.
- Cii, nic nie mów - powiedziałam.
- K-k- kochanie - mrugnął, zanim jego oczy zaczęły trzepotać.
- O mój Boże! - zabrzmiał głos Chrisa, kiedy on i ojciec wybiegli z domu - Mamo, zadzwoń pod 911!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siedziałam cicho i wpatrywałam się w trzask drewna w kominku, prowadziłam moje palce w górę iw dół moich ramion. Odsunęłam lekko koce, które były owinięte wokół mojego ciała. Moi rodzice i Chris pojechali z Justinem do szpitala, podczas gdy ja zostałam z Drew na życzenie lekarza. Podobno to ze względu na mój stan aka ciąża, nagły wybuch wysiłku w niskich temperaturach, może być szkodliwe dla mojego stanu zdrowia. Pomimo tego, że moi rodzice nie wiedzieli jeszcze nic o dziecku, nalegali, abym posłuchała lekarza, ponieważ nie byłam w stanie nic zrobić w szpitalu. Niechętnie zgodziłam się.


Dźwięk głosu reportera echem od telewizora przykuł moją uwagę


"RAPORT SPECJALNY" Kilka miesięcy temu, była gwiazda nastolatek, zwrócił się do Megastar. Batmobil Justin'a Bieber'a znalezionego pływającego w pobliżu Oceanu Atlantyckiego, pojazd wybuchł przez bombę. Krytycy, oraz fani pierwotnie obawiają się, że młoda gwiazda jest odpowiedzialna za ten wybuch, ale organy ścigania i Bieber szybko rozwiali tę plotki. Niemniej jednak Justin zniknął z życia publicznego, w celu spędzenia czasu z rodziną. Jak podaję jego menadżer, Scooter Braun. Pogłoski chodzą, że Justin jest w swoim rodzinnym miasteczku Stratford, Ontario, zostały one potwierdzone dzisiaj, kiedy zobaczono go opuszczającego szpital. Przyczyną wizyty Justina w placówce medycznej nie jest jeszcze znana, a my mamy po prostu nadzieję, że ulubiona gwiazda każdego z nas, wróci do wykonywania swojego zawodu w bardzo bliskiej przyszłości."

Zdjęcia z moją rodziną są zamazane, tylko Justin błysnął na ekranie.
- Dlaczego oni to robią, mamusiu? - spytał Drew, przecierając sennie oczy.
- Cóż, wiele osób uwielbia Justina i chcą koniecznie zobaczyć jego zdjęcia, wiedzą, że on jest w porządku, więc fotografowie korzystają z tego i robią mu zdjęcia i sprzedają je.
- Dlaczego po prostu nie mogą zapytać tatusia o zdjęcie? Powie tak - jego głos był zdziwiony.
- Nie wiem, kochanie - uśmiechnęłam się lekko, kiedy otworzyl ramiona i wczołgał się do mnie na kolanach.
Przerzuciliśmy kanał i oglądaliśmy odcinek epizodyczny "Go, Diego, Go!" dopóki Drew nie usłyszał podnoszenia bramy. Szybko zeskoczył z moich kolan i pobiegł w kierunku drzwi.
- Tato! - pisnął, otwierając drzwi.
- Hej, dzieciaku. - Justin uśmiechnął się słabo, przekraczając próg. Jego usta nadal miały lekko siny odcień, a on sam miał podkrążone oczy. Plastikowa opaska szpitalna nadal otaczała jego nadgarstek.
- Czujesz się już lepiej? - zapytał go.
- Tak, czuję się dobrze, jak nowy - Justin napiął mięśnie, a Drew zaśmiał się.
- Chcesz pograć ze mną w lego? - zapytał.
Justin chciał odpowiedzieć, ale przerwałam mu.
- Drew, Justin musi odpoczywać, dobrze?
Drew spojrzał mnie rozczarowany - Ale my nigdy już nie zagramy - tupnął nogą, a sympatyczny wyraz twarzy Justin dał mi do zrozumienia, że pogra z Drew, mimo wycieńczenia...
- Przestań - dałam mu surowe spojrzenie - Jesteś bardzo samolubny, w tej chwili. Justin był w szpitalu, jest zmęczony i powinieneś to zrozumieć, jeżeli chcesz, aby poczuł się lepiej.
- Ale on powiedział, że czuję się dobrze i jest jak nowy. - jęknął.
- Dobrze, ale tak nie jest - odpowiedziałam.
- Myślałem, że znowu jest miły - Drew zmrużył na mnie oczy, przed obrażeniem i ucieczką.
- Pójdę z nim porozmawiać - odezwał się Christian, wchodząc po schodach, do swojego bratanka.
Westchnęłam. Postanowiłam w pełni skupić się na Justin'ie. - No dalej - powiedziałam, wskazując mu na mnie - Przygotowałam dla ciebie pokój gościnny, więc nie musisz wspinać się po schodach.
Otworzyłam drzwi do sypialni, a Justin poszedł za mną - Zrobiłaś to wszystko? - spytał, wskazując na świeżo pościelone łóżko, koce, stos filmów i płyty. Plus, położyłam tam swojego laptopa iPad'a i iPod'a. Jego ulubioną białą koszulkę i czerwone spodenki do koszykówki, również leżały starannie złożone na łóżku.
Przegryzłam wargę. - Tak, ponieważ nie mogłam przyjść do szpitala, to chciałam coś zrobić.
- Dzięki, Caity - uśmiechnął się i delikatnie mnie pocałował - Ale miałaś odpoczywać dla naszego małego dziecka. - delikatnie położył dłoń na moim brzuchu, na co ja się zarumieniłam.
- Więc. um, masz zamiar zmienić ten temat?
- Co masz na myśli? - wyraz jego twarzy zmylił mnie, zdjął swoją koszulkę i zmienił strój w ten, który dla niego przygotowałam.
- Cóż - przegryzłam wnętrze policzka - Po prostu wczoraj poszedłeś, kiedy mówiłam ci o dziecku, więc nie wiem, czy może po prostu nie chcesz tego dziecka. Nie żebym cię winiła, to znaczy, wiem, że to nie było planowane, ale ja nie będę do końca życia nawiększą mamą-
- Hej - Justin przyciągnął mnie do siebie - Nawet nie żartuj w ten sposób.
- Mówię poważnie - spojrzałam na swój brzuch, który nadal był płaski - Drew nienawidzi mnie.
- Nie, on nie - pokręcił głową - On kocha cię na śmierć, jest po prostu na ciebie w tej chwili zły, bo nie dostał tego, czego chciał, ale czego dziecko dla tego nie zrobi? To jest część dorastania. Jasne, on widział już wiele, ale nie możesz obwiniać się za coś, na co nie miałaś wpływu, zrobiłaś słusznie szukając porad i oglądając odpowiednie programy, aby pomóc mu poznać te wszystkie uczucia. Nic więcej nie możesz zrobić.
- Więc uważasz, że jestem dobrą mamą? - spytałam, kiedy trzymał moją twarz, tak, że patrzyłam w jego oczy.
- Nie. Myślę, że jesteś wspaniałą mamą i nie mogę być szczęśliwszy niż wiadomość, że nosisz moje dziecko - promieniał.
- Naprawdę? - spytałam.
- Naprawdę - pokiwał głową - Więc, który to już miesiąc? Drugi?
- Drugi i pół - odpowiedziałam, dając tonąć się we wszystkich słowach - Więc, nie przeszkadza ci, że ta ciążą nie była planowa?
- Hmm, ona była planowana. Może nie przez nas, ale Bóg wiedział, że za jakiś czas my pobierzemy się i będziemy mieli dwoje dzieci, zamiast jednego. Udam, że on wie, co robi. Po za tym, to doskonałe, abyśmy zaczęli nas trzeci rok - zachichotał cicho. - Wiesz, mówią, że trzeci rok jest urokiem.
Powoli pokiwałam głową - Więc co się stało ostatniej nocy? Czemu leżałeś na śniegu?
- No cóż, uh, mój szef zadzwonił do mnie-
- Scooter? - zapytałam, nieco zaskoczona, ale Justin pokręcił głową.
- Nie, nowy szef. - powiedział, siadając na łóżku - Ale tak, zadzwonił i potem poczułem się trochę słabo i myślę, że upadłem.
- Przemęczasz się - powiedziałam i delikatnie pocałowałam go w czoło - Musisz się przespać. Odpocząć. - wskazałam na niego, aby położył się pod kołdrę. Wlazł pod nią i schował się do środka - Śpij dobrze, - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
- Tak jest, proszę pani - odwzajemnił uśmiech - Ty też trochę odpocznij, ale tym razem naprawdę, nie chcę, aby coś stało się maleństwu.
- Postaram się - zachichotałam i pochyliłam się składając pocałunek na jego wargach.
Usłyszeliśmy dźwięk pukania do drzwi i ich otworzenie.
- Kto to? - spytał Justin.
- Ja! - odpowiedział mały głos Drew - Mogę wejść?
- Jasne, wchodź - powiedział.
Drzwi otworzyły się i ukazały Drew w czerwonej piżamce. Niemal natychmiast podbiegł i schował się w moich ramionach. Uśmiechnęłam się i przytuliłam go.
- Przepraszam, mamo - pociągnął nosem.
- Wszystko w porządku, kochanie, wiesz, że cię kocham - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek, ścierając jego łzy - Przepraszam, że w każdej chwili czujesz, że jestem dla ciebie nie miła. To tylko dyscyplina, chcę, żebyś wiedział co jest dla ciebie najlepsze, ale musisz wiedzieć, że ja i Justin bardzo mocno cię kochamy.
- To prawda - Justin pokiwał głową. - Chcesz się położyć obok mnie i się ze mną zdrzemnąć? - poklepał łóżko.
Drew skinął radośnie i wskoczył na łóżko, czołgając się do Justina.
Uśmiechnęłam się do moich dwóch ulubionych mężczyzn. - Sprawdzę waszą dwójkę później, dobrze?
- Nie - Justin pokręcił głową. - My cie sprawdzimy.
Przewróciłam oczami i zachichotałam wychodząc na korytarz. Usłyszałam głosy Justina i Chris'a w salonie.
- Więc mówisz, że Justin kłamie? - usłyszałam głos mojego ojca.
- W jednej sprawie. Kiedy zszedłem do kuchni wczoraj późno po szklankę wody i chodziłem to wyjrzałam zza przednią szybę, zobaczyłem padający śnieg, ale mogę was zapewnić, że tam nie było Justina. Więc, nie zamierzam się wypowiadać, ani tym bardziej kreślić teorii, że on kłamie, ale jeżeli mówi nam całą prawdę, jaka jest.
- Jesteś pewny, że nie ma żadnych możliwości, aby się od niego dowiedzieć? - pytała matka.
- Jestem pewny w dziewięć dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach pewien. - zapewnił Chris.
- Cóż, o której to było w nocy? - spytała.
Spojrzałam na niego, a on tylko wzruszył ramionami - To jest właśnie to, co chciałbym wiedzieć.
_________________________________________________________________________________
Notatka Autorska: Tak, wiem, że Was zawiodłam i nie dodawałam tyle rozdziału. Przepraszam, ale mam mnóstwo obowiązków - nawet w święta. :/

piątek, 29 listopada 2013

Chapter two.

 Tak to należy do ciebie, albo spełni się marzenie mojego ojca, albo Caitlin i Drew umrą, chyba, że ukradniesz moje pieniądze. Wybór należy do Ciebie.

_________________________________________________________________________________


Justin's POV


Czułem, że moje dłoni zaczynały się pocić, a usta stawały się suche. Słyszałem mój własny puls, on odbijał mi się w uszach, a ja ścigałem wszystkie informację w moim umyśle.
Ojciec Setha, Steven Mcltosh uśmiechnął się i patrzył się na kostki leżące na jego biurku. - Co się stało, Biebs? Myślałem, że będziesz suchy i cięty jak na takiego faceta jak ty.
Moja szczęka zacisnęła się, kiedy spojrzałem w jego kierunku - Chcę upewnić się, że nie jesteś tak samo bipolarny jak twój syn. Skąd mam wiedzieć, że nie oszukasz mnie, kiedy dostaniesz swoje pieniądze?
Pan Mcltosh wydawał się niezruszony, wyjął z szuflady biurka jakiś papier.
- Tutaj. - powiedział i pchnął papier po biurku, aby leżał przede mną.
Słowa:

 Ja, Steven Griffith Mcltoshm, obiecuję zapewnić bezpieczeństwo Caitlin Victorii Beadles - Bieber oraz Drew Christopher'owi Beadles, podczas gdy Justin Drew Bieber będzie pobierał zasoby pieniężne mojej rozmowy, tak samo i po.

- I to jest twój prawdziwy podpis? - zapytałem.
- Ten sam, który znajduję się na mojej licencji. - powiedział i podniósł licencję kierowcy Georgia.
Spojrzałem na niego, aby zobaczyć, że jego nazwisko zostało pisane za każdym razem tak samo.
- Tak, więc mamy umowę? - zapytał - Zrobisz wszystko, aby odzyskać tę pieniądze?
Przegryzłem nieco wargę, zanim wyciągnąłem rękę w jego kierunku - Niech będzie - skinąłem głową, kiedy uścisnąłem jego dłoń - Zrobię wszystko, aby odzyskać tę pieniądze.
- Doskonale - uśmiech oszlifował jego twarz.
_________________________________________________________________________________

Caitlin's POV

Jęknęłam i oparłam głowę o porcelanową muszlę klozetową. Powoli podniosłam rękę, aby spłukać toaletę, zanim ustawiłam się do pozycji stojącej. Westchnęłam, kiedy przepłukałam swoją twarz zimną wodą i wyszczotkowałam zęby.
Po nieudanej próbie samobójczej w czasie mojego pobytu w Rathful Revishers Revenge, lekarz poinformował mnie, że jestem w ciąży. Choć ta informacja była dla mnie szokiem, kiedy dowiedziałam się, że Justin żyje i jest gdzieś obok, zmieszałam napój kofeinowy i alkohol, prawie zapomniałam o tym wszystkim. Ale teraz, mam świadomość, że noszę dziecko, które było Justina, od nowa zaczęłam tonąć we własnych doświadczeniach tych objawów.
Wyszłam z łazienki i udałam się do swojej sypialni, gdzie leżał Drew trzymając w rękach swojego misia i spał spokojnie.
Uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy złapałam za ubranie na końcu łóżka, wsunęłam w nie dłonie i pocałowałam go w czoło, a on poruszył się lekko.
- Wstawaj kochanie, czas wstawać. Musisz iść do szkoły. - powiedziałam.
- Jeszcze tylko kilka minut, mamo. - jęknął.
- Nie, kochanie, teraz. - powiedziałam - Nie chcesz się spóźnić?
- Dobrze - mruknął, przewracając się z łóżka i poczłapał do łazienki.
- Potrzebujesz czeg-
- Nie, nie, mogę zrobić to sam - zawołał, zanim zdążyłam dokończyć zdanie.
- W porządku - odpowiedziałam. - Upewnij się, że wykąpałeś i umyłeś się dokładnie.
- Jasne - odkrzyknął.
- Dobrze, skarbie, zacznę robić śniadanie.
Poszłam na na schody i udałam się na górę w kierunku kuchni, mogłam stwierdzić, że moja matka zaczęła robić gofry, a ciasto na je było już wlane. Torby z owocami były porozrzucane na blacie.
- Skaleczyłaś się. - zauważyłam, jak grzebała w apteczce szukając Tylenolu. 
- No cóż. Chciałam zrobić coś specjalnego dla Drew. Pierwszy dzień w szkole jest naprawdę ważne. - skinęła głową, znalazłam czerwoną i białą butelkę, którą szukałam.
- Będzie dobrze, kochanie, po prostu upewnij się, że-
- Tak, wiem.
Po powrocie do domu Drew i ja w dalszym ciągu chodziliśmy na nasze sesje doradcze z proboszczem z mojego dzieciństwa, ks. Banksa. Jego głównym celem było pomóc nam wrócić z powrotem do rutyny i żyć "bez strachu". Pozwalając tym samym zapisać Drew się do szkoły z normalnym poczuciem "normalcy" - cokolwiek to jest - to było pierwszym krokiem w jego planach.
Oprócz mojej obawy o jego bezpieczeństwo, nie miałam żadnego problemu z całą tą ideą. Chociaż Drew wracał z powrotem do siebie, nadal nie czułam się jakby znowu stać się tą całą "mamusią", ale już prawidłowo. Po tym wszystkim, co przeszła matka z dzieckiem, Drew musiał doświadczyć będąc bardziej rozumnym.
Po za tym, częściowo byłam odpowiedzialna za jego porwanie. Gdybym tylko słuchała ostrzeżeń Justina przed "szefem Stephen'em Griffith'em", którym później okazał się Seth, to nigdy nie wyszłabym z domu. Justin nigdy nie zobaczyłby otwartego okna z pokoju Drew i drugi atak by się nie wydarzył.
- Mówiłam, że upewniam czy wszystko w porządku - mama spojrzała na mnie, kiedy połknęłam dwie tabletki tylenolu i popiłam je wodą.. - Czy wszystko z tobą w porządku?
- Tak w porządku - skinęłam szybko.
- Jesteś pewna? - spytała tonem gdzie słychać było nutkę niepokoju. - Nie chcę się wtrącać, ale zauważyłam, że wydajesz się inna od ostatnich kilku dni. Mogę umówić cię na wizytę u lekarza, jeżeli chcesz.
- Nie mamo, jest w porządku, naprawdę - zmusiłam się do uśmiechu.
- Jesteś pewna? - zapytała ponownie.
- Tak, jestem tylko trochę zmęczona, to wszystko. - powiedziałam i schowałam butelkę, a "muzyka" nadal rozbrzmiewała w moim uchu od strzelania lewym palcem. Na którym była obrączka.
Jeszcze nikomu, z wyjątkiem mojego dobrego przyjaciela, Adama Mclntosh'a, nie mówiłam o mojej ciąży. Część mnie chciała o tym zapomnieć, jednak druga część, chciała, aby Justin wiedział to, zanim ktokolwiek by się dowiedział. To była ta część mnie, która kochała i wierzyła, że on za niedługo bezpiecznie wróci do domu i wszyscy będziemy jedną wielką, szczęśliwą rodziną.
Poczułam, że moja dolna warga drżała, a łzy wypełniły moje powieki.
- Oh, kochanie. - powiedziała moja mama, przestał kroić ananasa i przytuliła mnie do swojego boku. Przyciągnęła mnie do siebie w ciasnym uścisku.
- Tak bardzo mi go brakuję. - płakałam w jej ramię. - Ja po prostu potrzebuję tego, aby on wrócił do domu, przytulił mnie i obiecał, że to już ponownie się nie wydarzy. I nie zostaniemy znowu rozdzieleni.
- Wszystko będzie dobrze, Caitlin. Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
- Mmm, babciu, mogę gofry? - zapytał podniecony Drew. Szybko otarłam łzy.
- Tak kochanie, z jaką polewą chcesz? - zapytała, wywołując uśmiech na jego twarzy, odwróciłam się do niego.
- Z kawałkami czekolady, proszę! - rozpromienił się i odwrócił się w moim kierunku, zobaczyłam, że udało mi się doskonale udać, że wszystko jest w porządku. 
Był ubrany w mundurek szkolny, a jego włosy były nawet uczesane.
- Wyglądasz bardzo przystojnie, kolego. - uśmiechnęłam się do niego.
- Dziękuję mamo. - promieniał, kiedy wkładał widelec do ust.
- Mogę poprawić ci włosy?
- No wiesz siostro, ty się znasz na tym lepiej niż ja. - rzucił Chris i zachichotał, biorąc jednego z gofrów z truskawkami na swój talerz.
- Ach, więc to Chris zabawiał się we fryzjera? - spytałam Drew, a on skinął głową.
- Ywep. - wymamrotał, przegryzając kolejny kawałek wafla z syropem i czekoladą. - Wwujek Chris jest najlepwszy.
- Oczywiście, że jest. - Christian uśmiechnął się i usiadł obok Drew. - Czy Grace powiedziała coś jeszcze? - zapytał go.
Drew wstrzymał się. Po czym pokręcił głową.
- Jak to mówię. - powiedział tato, kiedy pojawił się drzwiach od kuchni.
Wszyscy skłonili głowy, kiedy on zaczął się modlić.
- Ojcze nasz, ciebie prosimy, abyś pobłogosławił nasze jedzenie i nasze rodziny, zaczynając od Drew w jego pierwszy dzień w szkole i modlimy się również, za bezpieczny powrót Justina do domu. W Twoim imieniu, Jezu, Amen.
Tato, Christian i Drew pochłonęli swoje naleśniki, podczas gdy mama szykowała do mnie deser/ koktajl owocowy.
Piłam szybko, jak tylko mogłam, zanim wzięłam prysznic.
Biegłam na dół, a ręcznik był na moich włosach. Kiedy usłyszałam, że Christian mówi do mojego syna.
- Jesteś gotowy, dzieciaku? - zapytał.
Pochyliłam się, aby dostrzec, że Christian miał na plecach plecak Drew.
- Oh, zabierasz go? - zapytałam, a mój brat spojrzał na mnie.
- Mama powiedziała mi, że nie czujesz się zbyt dobrze, więc pomyślałem, że mogę go odwieźć, jeżeli nie masz nic przeciwko.
- Nie - pokręciłam głową - W porządku. Tylko po prostu chciałbym go odebrać.
- Dobrze - skinął głową - Do zobaczenia później.
- Do zobaczenia - uśmiechnęłam się.
- Drew, będę czekał w samochodzie. - powiedział.
Zeszłam na dół, aby zobaczyć, że Drew śpieszył się z łazienki
- Miłego dnia w szkole, dobrze? - uśmiechnęłam się w jego kierunku.
Zamiast odpowiedzieć Drew rzucił się w moje ramiona i przytulił się do mnie mocno. Ukrył twarz w zagłębieniu mojej szyi. To był pierwszy raz, kiedy po rozdarciu podzieliliśmy się prawdziwym uczuciem, ostatnie przytulasy nie były takie jak kiedyś, przez ostatnie kilka tygodni.
- Kocham cię, mamusiu. - spojrzał na mnie.
- Ja ciebie też kocham. - uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go w czoło. - Zobaczymy się za kilka godzin, kochanie.
Uśmiechnął się i pośpiesznie ruszył do garażu. Westchnęłam, kiedy na niego patrzyłam. Moje maleństwo faktycznie zaczyna swój pierwszy dzień w szkole.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Trzy godziny w szkole Drew wydawały się ciągnąc w nieskończoność, pomimo mojej drzemki. Nie było to nic, po prostu czułam, że chcę go przytulić i znowu usłyszeć, jak mówi, że mnie kocha. Mimo, że przeszedł tak wiele w młodym wieku, wciąż naprawdę mnie kocha. Nie mogłam powstrzymać uczucia ciepła w moim sercu.
Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy dojechałam do dwóch kilometrów od Stratford i wjechałam na parking kościoła. Wysiadłam z samochodu i podeszłam do drzwi prywatnej szkoły. Przegryzłam wargę, kiedy udałam się do recepcji, gdzie inni rodzice stali już w kolejce.
Z niecierpliwością czekałam na swoją kolej, a od czasu kiedy dotarłam do recepcji byłam niespokojna.

- Cześć, jestem tutaj, aby odebrać syna, Drew Bieber'a, a właściwie jego oficjalnym nazwiskiem jest Beadles, ale zarejestrowałam go jako Beadles. - powiedziałam, kiedy przeglądała różne licencje.
Kobieta dostrzegła mnie w ekranie swojego komputera, kiedy coś pisała.
- Powiedziałaś, Drew? - spytała i spojrzała na mnie przez brzegi swoich okularów do czytania i pokiwała głową.
- Tak proszę pani.
Jej usta drgnęły, powiedziała i zdjęła okulary. - Um, wydaję mi się, że Drew już ktoś odebrał.
- Co? - spojrzałam na nią z nie do wierzeniem.
Skinęła głową.
- Przez kogo? - zapytałam.
- Nie wiem, ale mogę zapewnić, że ktokolwiek to zrobił miał identyfikator i uprawnienia.
- Ah, ale moi rodzice i brat pracują i nie ma nikogo innego, kto mógłby mieć uprawnienia, aby go odebrać. 
- Przykro mi, panienko - powiedziała, zanim skierowała się do następnej osoby.
Stałam w ogromnym szoku, a moje serce waliło. - Nie znowu - mruknęłam. - Proszę Boga, nie po raz kolejny.
Mój umysł pracował na pełnych obrotach, pobiegłam z powrotem do samochodu i wybrałam kierunkowo 911.
- Witam, dodzwoniłeś się pod 911, prosimy o podanie wypadku - usłyszałam głos dyspozytorki płci żeńskiej.
- Dzień dobry, um, poszłam odebrać syna ze szkoły, ale tam go nie było, zaginął.
- Dobrze, jaka jest nazwa tej szkoły? - 
- Um.. Calvary. Calvary Christian Academy. - odpowiedziałam, pędząc samochodem do moich rodziców.
- Możesz opisać jak wygląda twój syn?
- Um, ma brązowe oczy i oczy. - zatrzymałam się, kiedy podjechałam pod ich dom. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Szybko zamrugałam i patrzyłam jak z limuzyny wychodzi mężczyzna. - O. Mój. Boże. - tchnęłam. 
- Proszę pani? Wszystko w porządku? - zapytała dyspozytorka, ale nie odpowiedziałam, rozłączyłam mój telefon i wyskoczyłam z samochodu, nawet ślepo go parkując.
- Justin! - krzyknęłam na całe płuca
Skupiłam swoją uwagę na Drew, który był "przyczepiony" do jego nogi, nie minęło dużo czasu, zanim on uśmiechnął się do mnie, rozłożył ramiona. 
- Bądź ostrożna w moich ramionach. - zachichotał lekko.
- Oh, ja tu cierpię, przepraszam. - przeprosiłam, a łzy spływały mi po policzkach, a ja stałam wtulona w niego.
- Nie przepraszaj, to dobry rodzaj bólu. - w jego oczach również były łzy, on delikatnie starł jedną z moich łez - Dlaczego płaczesz, kochanie? Czy wyglądam, aż tak źle? -zażartował.
Nie odpowiedziałam, ale uśmiechnęłam się do niego i pokręciłam głową w tym samym czasie pociągnęłam nosem.- Myślałam, że już nigdy więcej cię nie zobaczę. - łzy spływały po mojej twarzy, a ja ponownie go objęłam, tym razem delikatniej - Tak bardzo cię kocham.
- Ja ciebie też kocham, tato - dodał Drew, kiedy mocniej się wtulił do jego nogi.
- Kocham was oboje tak, bardzo, bardzo, bardzo mocno - powiedział i pochylił się, aby podnieść Drew. Skrzywił się lekko, ale uśmiech nadal był widoczny na jego twarzy, Drew wtulił się w niego, to znaczy, widać było, że dla Justina jest on ważniejszy niż ból. Przyciągnął mnie do uścisku i pocałował mnie w czoło. - Nie masz pojęcia, jak dobrze być w domu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

(Tydzień później)

Justin's POV

No cóż, myślę, że dam ci się wyspać. - usłyszałem głos mojej mamy, który mieszał się z łzami, kiedy rozmawiała ze mną przez telefon. - Kocham Cię.
- Ja ciebie też kocham. - odpowiedziałem. - Dobranoc mamo.
- Dobranoc, Justin. - powiedziała.
Trzymałem telefonu przy uchu, dopóki nie usłyszałem, że się rozłączyła.
Westchnąłem, rozkoszując się miękkością prawdziwego łóżka. Czułem się, jakbym był na małym kawałku nieba. To było niesamowite, taki ważny miały drobiazg, który większość ludzi brało za pewnik, ale dla mnie było czymś więcej. Nagle czułem się "bezpieczny" i "wolny", miało dla mnie zupełnie nowe znaczenie.
Uczucie siedzenia przy stole, ze wszystkimi moimi przyjaciółmi i rodziną, miało na mnie jeszcze większy wpływ niż zwykle.
Położyłem mój telefon na stoliku i położyłem dłonie pod głowę. Drew spał wtulony we mnie na środku łóżka. Delikatnie pochrapywał.
- Ach, oczywiście, że zawsze do ciebie przychodzi - Caitlin śmiała się, kiedy stała na progu pomiędzy łazienką a sypialnią.
- Zrobił minę szczeniaczka i obiecał, że będzie grzeczny niczym aniołek, jeżeli pozwolę mu tutaj spać, jak więc mogłem się nie zgodzić? - uśmiechnąłem się do Caitlin, która delikatnie położyła się na łóżku.
- On jest taki kochany - delikatnie pocałowała go w czoło.
Skinąłem głową i pogłaskałem ją po policzku. Jej oczy wyglądały na zmęczone, a ona popijała tabletki tylenolu sokiem pomarańczowym, który później odstawiła na stolik. - Nadal źle się czujesz? - zapytałem, a ona przegryzła wargę.
- Pamiętasz jak mówiłam, że muszę ci coś powiedzieć, ale w tym całym zamieszaniu naszej rodziny ci tego nie powiedziałam?
Skinąłem głową. Z powrotem wracając do myślenia. - Wszystko w porządku, prawda?
- Tak, nawet bardzo - grała palcami.
- Ale masz nudności i bóle głowy? - moje brwi zmarszczyły się.
- Justin, jestem... jesteśmy - zawahała się, wzięła głeboki oddech i przymknęła oczy - Justin, będziemy mieli dziecko.
- Co takiego? - wypaliłem, nie mogłem uwierzyć własnym uszom.
- Jestem w ciąży.
Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć mój telefon zaczął wibrować. Lekko podniosłem się i spojrzałem na ekran, połączenie przychodziło do Stephen'a Mclntosh'a, ojca Setha.
Moje serce waliło w mojej piersi - Ja, uh, muszę odebrać. - powiedziałem i pośpiesznie wygramoliłem się z łóżka, ruszyłem na korytarz i schodami. 
Cicho otworzyłem drzwi na ganek i ponownie wybrałem numer, trzymałem słuchawkę przy uchu.
- Pan Bieber, wierzę, że nacieszył się pan tygodniem z rodziną, co u nich? - zabrzmiał jego głos.
- Czego chcesz, Griffith - rzuciłem.
- Zadałem jako pierwszy pytanie.
- U mojej rodziny w porządku. - rzuciłem.
- Dobrze - zamruczał do telefonu - Teraz mogę odpowiedzieć na twoje pytanie. Chcę cię widzieć, dokładnie za dziesięć minut, aby rozpocząć treningi.
- Nie ma mowy. - warknąłem.
- To nie było pytanie, ani prośba, Bieber. Do zobaczenia za dziesięć minut.
Gniewnie rozłączyłem mój telefon i zacząłem wracać w kierunku domu, kiedy nagle usłyszałem coś co brzmiało jak wystrzał. Odwróciłem się i miałem wystarczająco dużo czasu, aby zobaczyć wysokiego mężczyznę, ubranego na czarny, stał przede mną z pistoletem w ręku, gotowy by strzelać.
Ból zagrał przez moje ramię, zanim upadłe na ziemię i wszystko stało się czarne.

Notatka Autorska:
Mam nadzieję, że nie gniewacie się, że dodaję rozdziały co dwa tygodnie? Wiecie, szkoła i te sprawy. Staram się jak mogę. I mam dla Was informację, ale jeszcze jej nie sprawdziłam, prawdopodobnie będzie czwarta część Always Here, bo Autorka opowiadania podesłała mi ostatnio na twitterze jakiś link, na którym pisało "Always Here" i jak weszłam to tam były podane jakieś rozdziały, ale jeszcze się upewnię.

czwartek, 14 listopada 2013

Chapter one.

Caitlin's POV

Nerwowo stukałam palcami, patrząc przez szybę z jednej strony widziałam wszystkich ludzi, którzy przez moją lekkomyślność zostali "dotknięci" przez Seth'a, albo mieli z nim jakikolwiek związek.
Moi przyjaciele - Holly Peterson, Ryan Buttler, Chaz Somers, Kayla Allen, nawet Adam Mclntosh. Matka Justina - Pattie, oraz jego ojczym, Kevin Allen, również znajdowali się pośród grona. Ostatni, ale bynajmniej nie najmniejsi. moja rodzina - moi rodzice, Will i Sandy Beadles, mój młodszy brat Christian. Mój syn, Drew, był wtedy w moich ramionach.
Nie mogłam powstrzymać łez, które wypełniały moje oczy, przed ich ucieczką, więc łzy mimowolnie spływały po moich policzkach.
- Chce pani chusteczkę, pani Bieber?
Zaskoczona, spojrzałam w górę i dostrzegłam generała Voss'a. Człowiek, który był "skazany" na znalezienie mojego zaginionego męża, Justin'a Bieber'a. Podał mi paczuszkę z kolorową chusteczką. Skinęłam głową z wdzięcznością, kiedy wzięłam jedną z nich.
- Dzięki. - odpowiedziałam i wytarłam oczy.
Skinął głową i usiadł na białym stole, który nas dzielił. Odchrząknął i znowu zabrał się za mówienie.
- Szukałem plików i z tego co rozumiem, zrobiłaś to wcześniej. Więc wiesz gdzie jest dyktafon, aparat i wszystko? - spytał, wskazując na urządzenie leżące na stole, którym nagrywał, każde nasze słowa nawet zza ściany, gdzie aparat? to oczywiste, że był ukryty.
Jeszcze raz skinęłam głową, dając znak, że zrozumiałam.
Westchnienie uciekło z ust generała Voss'a. - Mam zamiar być szczery, pani Bieber, to jest bardzo ważne dla mnie. Nie tylko dlatego, że zmyla mnie bzdura, ale ponieważ to jest emocjonalne opróżnienie. Każdy raport policyjny, który czytałem o tobie złamał mi serce. Dlatego chcę, żebyś wiedziała, że nienawidzę tego, o co muszę cię prosić, ale muszę to zrobić, bo jestem w pracy. Chcę, żebyś przeszła z powrotem do początku i powiedziała mi to własnymi słowami.
Przegryzłam wargę bardzo mocno, kiedy zatonęłam w jego słowach. Moje serce trochę przyśpieszyło, a ja pozwoliłam sobie przywoływać do siebie stare wspomnienia, o których bardzo długo i ciężko starałam się zapomnieć.
- Dobrze. - mój głos ściszony był do szeptu.
Ból migotał w oczach generwała Voss'a, jako generał odchrząknął drugi raz. - Czy to prawda, że Justin Bieber, Ryan Buttler, Chaz Somers i Holly Peterson dorastali razem?
Skinęłam głową. - Wszyscy mieszkali w tej samej okolicy, chodzili do tej samej szkoły, kościoła, wszystko. Byliśmy kumplami.
- Ale ty i Justin staliście się trochę więcej niż tylko przyjaciółmi.
- Tak, kiedy byliśmy w szóstej klasie Chaz odważył się doradzić nam, abyśmy poszli razem na randkę. Justinowi nigdy nie brakowało odwagi, więc oczywiście, że to zrobiliśmy. On od zawsze mi się trochę podobał, ale potem zdałam sobie sprawę, że to coś więcej niż sympatia, on też zdał sobie sprawę i zaczęliśmy się spotykać, zamieszkaliśmy razem, aż do jego wyjazdu, kiedy mieliśmy po piętnaście lat on zaczął kontynuować swoją karierę.
- Jestem przy założeniu, że złamał ci serce?
Niechętnie się zgodziłam. Mimo wszystko tylko tyle przeszliśmy i to był pierwszy zawód miłosny, chociaż wciąż trzyma mnie to przy małym dystansie do niego.
- Jak poznałaś Seth'a?
Wzruszyłam ramionami. - On był nowym dzieciakiem w mieście. Wydawał się być dosyć miły, ale ja po prostu nie znałam go zbyt dobrze. Sposób w jaki się spotkaliśmy to był wybór partnerów do projektów klasowych. Potem on spytał się mnie, a ja wciąż byłam zła i samotna, więc zgodziłam się.
- Więc, związek z Sethem był takim odwetem na Justinie, za to, że cię zranił?
- Tak. - powiedziałam niemal zaskoczona tonem. W całym tym czasie, nigdy nie myślałam co by było do dzisiejszego dnia, gdyby nie Seth, ale generał Voss nie rozważał tego.
Siedem lat temu zaczęłam spotykać się z Sethem Mclntosh'em, w nadziei, że informacja o tym dotrze do Justina, a on będzie zazdrosny, że zaczęłam wszystko od początku. Moja logika była taka, że on rzuci wszystko i spróbuję odzyskać mnie z powrotem, ale nie zrobił tego. Zamiast tego czułam się jak bezwartościowa suka, wiec zostałam przy Seth'cie, chociaż to nie było dla mnie dobre.
W końcu zdałam sobie sprawę, dlaczego przy nim zostałam.
- Czytając w plikach, Seth pierwszy raz wykorzystał cię w szkole, po tym jak zobaczył, że rozmawiasz ze swoim partnerem z laboratorium. Mówiłaś o tym funkcjonariuszowi Granger'owi, że Seth przycisnął cię do muru tak, że miałaś siniaki. Dlaczego nie powiedziałaś komuś, kiedy to nastąpiło?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. - spojrzałam na ścianę. - Ja po prostu czułam się pusta w środku i tak mnie to bolało. Chciałam tylko, aby ten facet mnie pokochał, więc kiedy Seth powiedział, że jest mu przykro... On po prostu powiedział, że zrobił to, ponieważ mnie kocha, a ja chciałam mu wierzyć, tak bardzo, że dlatego to zrobił.
- Cóż, więc powiedział ci, że powodem dla którego cię uderzył, było to, że cię kocha? - spytał delikatnie generał Voss.
- To zabrzmi teraz dziwnie, ale tak mi powiedział.
- A podał powód dlaczego cię zgwałcił?
Przegryzłam wargę, na zdanie które musiałam sobie przypomnieć. Czułam się chora, a moje dłonie trzęsły się. - Nie. - powiedziałam przez zaciśnięte zęby. - To było zawsze coś, co mnie raniło. To było jak bicie stalową siekierą, także. Ale od początku jasne było, że gwałt jest bolesny.
- I nawet po tym, nadal nikomu nie powiedziałaś?
Pokręciłam głową. - Byłam przerażona, co by zrobił. Seth był nieprzewidywalny. Zdarzało się, że był obrzydliwie słodki, a potem rzucał się na mnie. Bałam się, że mógłby mnie zabić, gdybym komuś powiedziała.
- Czy kiedykolwiek wspomniał o tym, że cię zabiję?
- Nie, ale po prostu miałam dziwne uczucie, że może się tak rozzłościć. Wiele razy pukał do mojego domu nieprzytomnie pijany, a ja budziłam się i nie pamiętałam co się działo. Moja pamięć z tamtych czasów wciąż nie zanikła.
- Czy wspominał coś o gangu, lub o czymkolwiek, co mogłoby być podobne do RR?
RR, czyli Rathful Revenge. Byli gangiem, który stworzono kilkadziesiąt lat temu, przez pradziadka Seth'a, Maxwella Mclntosh'a, w celu znalezienia i zamordowania jego ex - miłości,  Agnes VanDyne. Po tym jak seksualnie i fizycznie znęcano się nad nią i zamordowano syna. Obiecani członkowie gangu, sprawdzali różne zakątki, a potem grupa ta rosła do ogromnych rozmiarów, które pokryły Amerykę Północną, ale nigdy nie znaleziono Agnes VanDyne.
- Czy kiedykolwiek wspominał o swoich rodzicach i czy ich poznałaś? - generał Voss zadał kolejne pytanie.
Zastanowiłam się przez chwilę. - Nie, rzeczywiście, nigdy wcześniej nie spotkałam jego rodziców. - odpowiedział, a po chwili mnie olśniło - Wspomniał mi, że jego matka była lekarzem, a potem, że jego ojciec był w wojsku, to dlatego się przenieśli.
- Czy możliwe, że mówiąc wojskowy miał na myśli RR?
- Możliwe, że tak. - skinęłam głową, próbując wyśledzić tok myślenia gen. Voss'a.
- Próbuję to wszystko zrozumieć, Caitlin, gdzie dokładnie w tym wszystkim Seth miał swój udział? Czy on naprawdę był zły, czy to może raczej jego ojciec? Czy Seth od zawsze wiedział o RR? Czy on wiedział cały czas, że jego ojciec chciał śmierci twojej i twojego syna? Czy miał nadzieję, że nie możesz zajść w ciążę i dlatego zgwałcił cię tyle razy, aby udowodnić, że nie mogłaś być Agnes, ponieważ nie mogłaś mieć syna?
Spekulacje generała Voss'a były 'zadziwiające'. To nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, że być może Seth robił to, bo chciał mnie chronić. Mimo, że zakończenie było dla mnie trochę bez sensu. Wiele razy w ciągu tygodni Seth porywał mnie, albo mówił, że to ja "zniszczyłam wszystko" i uczyniłam go takiego, jakim się stało. On stanowczo twierdził, że nie chciał stać taki sam jak był jego ojciec, twierdził, że nigdy nie chciał "skrzywdzić i doprowadzić do krzyku piękną kobietę."
Jeżeli generał Voss miał rację, to wszystko układało się w sensowną całość. Seth mógł mnie skrzywdzić, aby wszystko szło zgodnie z planem jego ojca, on cały czas starał się mu udowodnić, że nie zasłużyłam na to, aby być zamordowana. Po raz pierwszy, poczułam ukłucie smutku za Seth'em.
- Jest jeszcze jedna rzecz, chociaż to nie trzyma tego wszystkiego, chociaż może. - generał Voss postukiwał ołówkiem w stół. - Co do tego wszystkiego ma Justin?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Justin's POV

Moje dłonie były zdrętwiałe. Przez moją szyję przechodził dreszcz. Usta miałem suche. Byłem nieszczęśliwy.
Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny z sufitu w dół, bez wyjaśnienia dlaczego, nie miałem jedzenia, ani wody. Byłem wyczerpany. Każdy cal mojej duszy i mojego ciała chciał po prostu umrzeć. Krzyczałem, płakałem, próbowałem rozluźnić ich ściski, ale nic nie działało, utknąłem w "łasce" ojca Seth'a. Po raz pierwszy w moim życiu, wiedziałem, jak to jest być w niewoli.
Znajdowałem się już w niebezpiecznych warunkach, ale nigdy nikt nie zabraniał mi ruchu, na tak długi okres czasu. Słyszałem wspomniany cytat Amerykanina. Cytat Patrick'a Henry'ego 'Dajcie mi wolność, albo dajcie mi śmierć!". Zawsze myślałem o tym jak o inspiracyjnym powiedzeniu, ale teraz całym sercem nie rozumiałem znaczenia tego. Nie było w tym świecie nic tak okrutnego, jak odebranie komuś wolności.
Słyszałem jakieś przenikliwe piski, które dochodziło do mojego ucha, ale nie przeszkadzało mi to,  chciałem "przyciągnąć się" jakoś i sprawdzić czy drzwi były otwarte, ale nie zrobiłem tego w obawie, że mój umysł płatał mi figle. Miałem halucynację, że ktoś nadchodził, aby mnie uwolnić. Tak, miewałem je wiele razy, ale za każdym razem czekało mnie rozczarowanie i nie mogłem poradzić sobie z tym co się teraz znowu dzieję.
- Nadal tam wisisz, Bieber? - ojciec Seth'a wyrecytował swoją ulubioną kwestię, po raz milionowy z rzędu, jakby grał w kalambury.
Moja głowa odwróciła się w jego kierunku. Spojrzałem na niego, ale byłem zbyt zmęczony, aby mu odpowiedzieć. Podniósł latarkę.
- Wiedziałem, że jesteś silny. - uśmiechnął się do mnie, strzelając palcami. Słyszałem bicie stóp i zmrużyłem oczy, zobaczyłem dwoje wysokich, muskularnych mężczyzn, którzy wchodzili do ciemnej komnaty. 
- Start, panie Bieber, ściągnijcie go na dół, trzeba go przygotować, a następnie, przyprowadzić go do mojego biura.
Mężczyźni poświecili na mnie jasnym światłem, a ja tym razem dosłownie jęknąłem z bólu, na wzgląd zmiany światła. Czułem się, jakby moje oczy płonęły. Przed moimi oczyma wydawało się, że spadałem co najmniej dziesięć metrów nad ziemią i cichy krzyk uciekł z moich ust. Wydawało mi się że, upadłem na ziemię i złamałem każdą kość w  moim ciele. W końcu przestało. Łańcuchy na moich ramionach ścisnęły mnie, kiedy ktoś gwałtownie szarpnął za mój nadgarstek. Krzyknąłem w agonii, a oni roześmiali się.
- Myślałem, że chciałeś na dół, Bieber. - zaszydził jeden z nich.
Takie mówienie było rzadko skierowywano do mnie, a następnie "ty". Byłem zmuszony, aby mój środkowy palec uniósł się w powietrzu.
- Nadal groźny, to mi się podoba. - skomentował pan Mclntosh, znaczy, ojciec Seth'a. - Teraz chłopaki, bądźcie mili i postawcie pana Bieber'a w dół we właściwy sposób. - odwrócił się na pięcie przed wyjściem.
Mężczyźni powoli opuścili mnie na ziemię, ale kiedy tylko rozpięli kawałek ogniwa łańcuchowego, moje stopy nie mogły utrzymać mojej wagi i upadłem na ziemię jak szmata. Złapali za moje nadgarstki i usunęli łańcuchy.
Skrzywiłem się, kiedy ściągali kajdany z mojej skóry. Ból był naprawdę nie do zniesienia.
- Wstawaj. - poczułem twarde kopnięcie w moim kierunku, kiedy ponownie przewróciłem się na beton.
- Powiedziałem "wstawaj!" - powtórzył głos, ale moje ramiona były zbyt słabe, aby unieść się do góry.
- Ja ni- nie mogę. - mój głos był zachrypnięty, a gardło potwornie bolało mnie od odwodnienia.
- Żałosny drań. - mruknął jeden z mężczyzn, chwytając moje nogi, a drugi człowiek podniósł mnie za ramiona i zaczęli ciągnąć mnie jak worek po pokoju.
Prowadzono mnie do jakiegoś pomieszczenia, gdzie była żywność. Byłem na ziemi?
- Jedz. - powiedział jeden z nich. - Mamy cię sprowadzić do normalności i dopilnować, abyś był u pana Mclntosh'a, na czas, on nie chcę widzieć nie najedzonego.
Inny człowiek zamknął drzwi i zamknął mi wyjście.
Jęknąłem, kiedy próbowałem przywrócić sobie uścisk, aby dobrze utrzymać talerz.
- W czym mogę pomóc?
Podskoczyłem na dźwięk kobiecego głosu, spojrzałem i zobaczyłem ją - skuloną w kącie.
- Przepraszam, że cię przestraszyłam. - powiedziała cicho i wypełzała z rogu. Kiedy wyszła z tego cienia, mogłem dostrzec jej twarz. Była kobietą. Miała około czterdzieści trzy lata, ciemne, kręcone włosy. Pomimo tego, że była brudna i miała dużo siniaków w okolicach szyi i policzkach była dosyć ładna i dziwnie znajoma. - Jesteś Justin, prawda?
Powoli skinąłem głową. - Skąd wiesz? - wychrypiałem, a ona nalała wody do mojej filiżanki.
- Jesteś ukochanym Caitlin, prawda? Ona jest taką słodką dziewczyną...
- Znasz Caitlin?
- W rzeczywistości jej nie znam, ale on cały czas o niej mówił.
- Kto? - nagle mnie olśniło. - Jesteś matką Seth'a, prawda?
W jej oczach ukazał się smutek, a ona pokiwała głową. - Tak, kochanie.
- Dlaczego jesteś tutaj zamknięta? - zapytałem.
- Cii. - uciszyła mnie. - Musisz coś zjeść.
Pomogła mi usiąść na łóżku, zanim delikatnie uniosłem głową, przyciskając kubek zimnej wody do ust. - Powoli, a nie będziesz chory. - poleciła.
Zrobiłem tak jak mi powiedziała, ostrożnie napiłem się wody i ugryzłem czerstwy chleb.
- Justin, chcę, abyś mnie posłuchał i chcę, abyś uważnie słuchał. Mój mąż jest egoistą, złym człowiekiem, który zasługuję na to, aby smażyć się w piekle na wszystkie żary, ale jeśli zagrasz z nim w jakąkolwiek grę on stanie się dziesięć razy gorszą osobą. Czasami w życiu trzeba coś stracić, aby cokolwiek zyskać. Czy zrozumiałeś co mówię? - rzuciła nagle.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, pojawiła się pielęgniarka z wózkiem inwalidzkim.
- No, panie Bieber, czas iść. - powiedziała kobieta o blond kolorze włosów.
Patrzyłem jak pani Mclntosh ponownie cofnęła się do swojego kąta. Pielęgniarka otworzyła drzwi celi i pomogła mi usiąść na wózku, sięgnęła za rączkę wózka i schyliła się sięgając po apteczkę i przeciwbakteryjne chusteczki.
Lekko przemywała rany na moich nadgarstkach tymi chusteczkami, skrzywiłem się lekko kiedy przelała odrobinę alkoholu na to. Moje oczy piekły od światła. Następnie owinęła je w gazy bawełniane. Chusteczką przemyła moją twarz. Przetarłem ręcznikiem twarz, po czym przepłukałem gardło i zęby.
- Nie ma czasu na kąpiel, będziesz musiał to zrobić. - powiedziała i wyjechała ze mną z celi.
Ponownie spojrzałem na żonę pana Mclntosh'a, widziałem tylko, że patrzyła się w moją stronę. Westchnąłem, starałem się zrozumieć, co miała na myśli, jednak niewiele zrozumiałem z jej wypowiedzi.
Po cichu modliłem się, aby udało znaleźć mi się wyjście z tego piekła.
Wreszcie pielęgniarka dojechała do dużych, drewnianych drzwi z napisem Stephen Mclntosh.
Zdałem sobie sprawę, że Stephen był ojcem Setha.
Pielęgniarka otworzyła drzwi i pchnęła mnie przed biurko, gdzie stał duży komputer a osoba na krześle zwróciła się w moim kierunku.
- Ach, wyglądasz lepiej, panie Bieber.
Odwróciłem się zauważyłem, że Stephen odwrócił swoje krzesło tak, że był naprzeciwko mnie.
- Nie masz pojęcia jak długo na to czekałem, synu. - uśmiech rozjaśnił jego usta.
- Czego ode mnie chcesz? - spojrzalem na niego z niepokojem.
- Nie wiesz? - wydał się zaskoczony.
- Nie, ja nie wiem.
Oparł się wygodnie na krześle i postukał palcami o biurko. - Wiesz już wszystko o przejściach mojego dziadka z Agnes VanDyne, jak sądzę?
- Mmhmmm. - powiedziałem po prostu, przyglądając mu się uważnie.
- A wiesz jakie życzenie było jego ostatnim, dlaczego pierwotnie chciał zabić Caitlin, prawda?
Nie odpowiedziałem, zresztą on nie czekał na moją odpowiedź. Po prostu kontynuował.
- No widzisz, mój syn kochał Caitlin, chciał z nią żyć, ale ja byłem zbyt skupiony na żądaniu mojego dziadka, o żądaniu, o którym on nigdy nie słyszał. Tak, całe życie starałem się mu uświadomić, że nie potrzebuję jego i Caitlin, tylko ciebie. Smutne, że dopiero po jego śmierci to sobie uświadomiłem.
- O czym ty do mnie mówisz? - spojrzałem na niego.
- Chcę pieniędzy Agnes VanDyne. - powiedział po prosto - Są to miliony dolarów, są w Europie, należą do mojej rodziny, a ty je dla mnie dostaniesz.
- Dlaczego ja? - spojrzałem na niego w totalnym szoku.
- Bo jesteś związany z sobowtórem Agnes. Jesteś jednym z najbardziej uwielbianych gwiazd muzyki pop na całym świecie. - uśmiechnął się - Możesz spotykać prezydentów i premierów przez cały czas, bez pytania. I wierzę, że moje pieniądze są ukryte w Pałacu Buckingham.
- Jestem dziwny. Nie ukradnę dla ciebie żadnych pieniędzy.
- Albo to, albo zabiję Cailtlin i Drew.
- Myślałem, że potrzebujesz do tego RR - uśmiechnąłem się.
- Nie, ja tylko potrzebowałem RR, aby ją odnaleźć, ale w tym momencie wszystko co zrobię będzie zbyt łatwe. Tak to należy do ciebie, albo spełni się marzenie mojego ojca, albo Caitlin i Drew umrą, chyba, że ukradniesz moje pieniądze. Wybór należy do Ciebie.
_________________________________________________________________________________
Notatka Autorska: Przepraszam, że aż tyle czekaliście na ten rozdział. Przepraszam, przepraszam, przepraszam no, ale musiałam poprawić kilka sprawdzianów, kartkówek itp. zresztą to się jeszcze nie skończyło.
Nadal nie wiem jak regularnie będę dodawała rozdziały, ponieważ mam ten okres zaliczeń (yeah, właśnie teraz, nie wiem dlaczego, ale tak jest). Mam nadzieję, że wam się rozdział spodobał i od teraz postaram się czytać co najmniej raz rozdział i sprawdzać czy są jakieś błędy :)

piątek, 25 października 2013

introduction

Justin's POV


Moje serce waliło w mojej piersi, a ja skrzywiłem się na rozdzierający ból, który przebiegł w moich ramionach. Zirytowany, spojrzałem w dół na ziemię, mój żołądek przewracał się, a ja zdałem sobie sprawę, że byłem co najmniej dziesięć metrów w powietrzu, zwisając na łańcuchach, które miałem na nadgarstkach, znajdowałem się w środku czarnego jak smoła pokoju.
Mój oddech był nierówny, a ja usłyszałem skrzypienie otwieranych drzwi, a następnie czyjeś ciężkie kroki.
- Pan Bieber, widzę, że wisisz tam. Przepraszam, za ten kalambur. - roześmiał się złośliwie.
- Kim ty do cholery jesteś? - rzuciłem w jego kierunku.
- Teraz, teraz, Bieber, wiem, że jesteś mądrzejszy niż cokolwiek na to wskazywało. Każdy kto to wie, lub, kto powinien wiedzieć.. Seth wiedział, tylko spojrzał na mnie dwa razy i dokładnie wiedział, kim jestem. Przyjrzyj się mi bardzo dobrze. -włączył światło, ból natychmiastowo rozjuszył moje oczy.. Zanim jednak przyzwyczaiły się do jasności.
Próbowałem zakryć moje oczy ręką, ale łańcuchy skrzypiały na każdy mój ruch.
- No, Bieber, nie ruszaj łańcuchów, nienawidzę hałasu.
Mój wzrok stopniowo przyzwyczajał się do jasnego światła, spojrzałem w dół i zobaczyłem wysokiego, blond faceta z niebieskimi oczami, patrzącego na mnie.
- Ty skurwysynu. - kiedy mnie olśniło, przeklnąłem jego tożsamość.
- Wiedziałem, że załapiesz. - uśmiechnął się złośliwie.
- Nie rozumiem cię człowieku. Dlaczego zamordowałeś Seth'a i mnie uratowałeś?
- Właściwie Justin, chciałem mieć was wszystkich, ale mój syn stwierdził, że ty maszCaitlin, więc się zgodziłem.
- Dlaczego? - spojrzałem w jego kierunku. - Czego ode mnie chcesz?
Ojciec Seth'a zignorował mnie, zaczął pałętać się po pokoju wtem i z powrotem. - Seth nie zrobił ci tego po raz pierwszy, a potem musiał zniknąć. Wreszcie, minęło tyle czasu, więc dałem mu drugą szansę, ale on wciąż nie wygrywał. Więc, musiałem się go pozbyć. Teraz moja kolej.
- O czym ty mówisz?! Dlaczego trzymasz mnie na łańcuchach? - uniosłem swój głoś, kiedy on szedł w kierunku drzwi.
- To już trzeci rok, Bieber. Trzeci rok. - uśmiechnął się przed wyłączeniem światła w pomieszczeniu i zniknięciu.
_________________________________________________________________________________
No siemano Wam! :)