poniedziałek, 6 stycznia 2014

Chapter Four.

Caitlin's POV

Samotnie siedziałam w kuchni przy stole, nakładając na mój talerz kolejną porcję lasagne. Spojrzałam na zegarek, a jego zielone numerki wskazywały jedenastą rano. Reszta mojej rodziny była pochłonięta w głębokim śnie. Christian jest ostatnią osobą, która tylko leżała od jedenastej. Początkowo chciałam do niego dołączyć, ale zaczęło burczeć mi w żołądku, co jeszcze bardziej mnie obudziło. Poszłam w do kuchni w poszukiwaniu czegoś do zaspokojenia mojego apetytu. Więc znalazłam lasagne. Kiedy tylko usiadłam przy stole natychmiastowo straciłam zainteresowanie jedzeniem --- słowa  z ust Christiana nadal ciężko układały mi się w głowie.
Nie powiedziałam nic nikomu, ale nie mogłam znieść myśli, że Justin nie mówił mi wszystkiego. Nie pamiętałam, aby kiedykolwiek w trakcie naszego związku on oszukiwał mnie. Co się teraz zmieniło? Oczywiście przybliżona odpowiedź niosła za sobą konsekwencję setki różnych pytań. Była tylko jedna, której nie umiałam zaakceptować, ale jednak z jej winy czułam się chora. Część mnie pochłaniała całe te wnioski, ale druga połowa przypominała, że jest coś w tej całej układance co wcale nie pasowało do reszty. Coś jak gumowa kaczka pływaczka, bardziej prawdopodobne do zwykłej kaczki (?).
Niedawno Justin wyszedł razem z resztą członków RRR do lokalnego RRR HQ, gdzie zrobiono seminarium dla małżonków, którzy brali udział w wojnie. Głównym tematem było jak utrzymać relację z bliskimi. oczywiście to wszystko było zbyt słodkie i przepełnione miłością, podczas kiedy tego tak naprawdę nie było. Ale, statystyki tego co mogłoby się wydarzyć były niepokojące. Stawki: rozwody, które były w pewien sposób zaangażowane, jako formy separacji z powodu wojny - co było przerażające. W czasie seminarium, będę głównie słuchała pastora z "rozłącznym" zainteresowaniem. Nigdy nawet za milion lat temat mój i Justin'a - a raczej zakochania w szóstej klasie i doświadczenie tych wszystkich sytuacji na wadze życia i śmierci nie wywoła u nas separacji, przez tą całą wojnę. Nie może nas złamać, to jest to, co czyni nas silniejszymi. Bez wątpienia.
W związku z jego zniknięciami nikt nie przekazałam mu tego całego doświadczenia, których nie otrzymał podczas swojej nieobecności. Byliśmy na dobrej drodze, zamiast tej złej. Mimo, że to było realistyczne działanie, to oznaczało, że tak naprawdę nie wiedziałam nic na jego temat, ani na temat co zrobił w przeciągu tych ostatnich kilku miesięcy. Gdybym mogła drugą dłonią odgadnąć wszystkie decyzje? Czy on nadal posiada w sobie to uczucie, że mnie kochasz, pomimo tego wszystkiego w co został wciągnięty. Ostatnie, ale chyba najmniejsze, czy znalazł sobie inną? Pomysł powrotu do domu pasierba, ciężarnej żony, to coś czego najmniej się spodziewał? Czy istnieję jakaś normalna kobieta, która żyję życiem normalnego dwudziestojednoletniego faceta z którym wygrało to uczucie?
Choć dopiero o tym myślałam to już łamało mi serce, to było nawet blisko siebie. Samo siebie ciągnęło. Zbyt często widywałam uśmiechy kobiet, które starały się ukryć ból, który był związany z niedyskrecją męża. To było idealnie przypisane do frazeologizmu "chłopcy, na zawsze pozostaną chłopcami" Ja, naprzykład nie widziałam siebie przyłączonej do grona tych kobiet. Tak, jedyną szkodą, którą mogłabym tolerować to mąż oszust. Byłam już na tyle zmęczona tym wszystkim, przez innego człowieka, że podjęłabym decyzję o tym, że nie mogę już tego znieść,
Odgłos zamykanych drzwi przykuł moją uwagę. Odwróciłam się i zobaczyłam słabe światło widniejące z biura. Moja ciekawość wzrosła, obudziłam się i spokojnie wstałam idąc w kierunku drzwi. Cichy glos Justina był słyszalny.
- Wiesz, to naprawdę miło z twojej strony, ale ja po prostu nie mogę. Przepraszam Lilian.
Czułam, ze moje policzki zaczynały przybierać purpurowy odcień, jego tajemnica, to osoba po drugiej stronie telefonu. Mój oddech przyśpieszył a mięśnie napięły się.
- Dlaczego? - ton jego głosu podpowiedział mi, że on to powtórzył. - Lilian, pytam. Bo zależy mi na tobie, a to jest zbyt duże ryzyko do postawienia. Jeśli ktokolwiek by się o nas dowiedział, oboje bylibyśmy skończeni. Jak powiedziałem, doceniam, że jesteś i dbasz o mnie, kiedy potrzebowałem cię najbardziej, ale to nie jest gra. Szczególną sprawę zdałem sobie wczorajszej nocy.
W tej chwili byłam wściekła. Jak on ma czelność wkradać się i rozmawiać z inną kobietą w nocy, jednocześnie wyznając jego uczucia wobec niej? On nie wahał się przyznać, że jestem dla niego wczorajsz. Przełknęłam gulkę, która tworzyła się w moim gardle.
- Cieszę się, że rozumiesz, postaram się zadzwonić znowu, później. Prawdopodobnie w czasie, kiedy wszyscy będą spali. W ten sposób będziemy mieli trochę prywatności.
Prywatności? Przed czym?
- Dobra, dobranoc. - zakończył, kilka sekund przed spojrzeniem w kierunku drzwi.
Jego oczy momentalnie się rozszerzyły się, kiedy mnie dostrzegł. Szybko posłał mi swój uśmiech. - Co ty tutaj robisz, kochanie? Myślałem, że śpisz.
Wyciągnął dłoń, aby pogładzić moje włosy, ale szybko odsunęłam się od niego. - Gdzie byłeś wczoraj?
Zmarszczył brwi. - Mówiłem.
- Powiedz mi to jeszcze raz - rzuciłam wprost.
- Byłem na podwórku. Rozmawiałem z szefem, coś się stało, straciłem równowagę i chyba uderzyłem się w głowę. Nie pamiętam wszystkich szczegółów.
- Oh, więc teraz uderzyłeś się w głowę? - wyśmiałam. - To nie jest to, co powiedziałeś Lilian.
- Kto to Lilian? - zapytał.
- Nie udawaj głupiego, Justin. Słyszałam cię, dobrze? Słyszałam, że mówiłeś swojej głupiej panience o ostatniej nocy. - wzruszyłam ramionami. - Przykro mi, Justin, ale ja nie zamierzam tego tolerować. Jestem w ciąży, noszę twoje dziecko, a ty wolisz skradać się w nocy by porozmawiać z jakąś dziwką, zamiast sprawdzić jak się czuję, to boli, Justin.
- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz - potrząsnął głową. - Nie mam kochanki.
- Jesteś gorszą osobą, niż oszustem. Jesteś kłamcą i tylko tym. - warknęłam w jego kierunku.
- Nie oszukują ani nie kłamię, przysięgam - Justin praktycznie krzyczał. - Jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek pocałowałem, nawet kiedy byliśmy razem. Kocham cię z całego serca, nigdy nie skrzywdziłbym cię w ten sposób.
- Więc gdzie wczoraj byłeś? - mój głos był zachrypnięty, a łzy spływały po moich policzkach. Każdy cal mnie chciał mu wierzyć. Chciałam po prostu, żeby to były moje hormony, albo paranoje, chciałam wiedzieć, że istniała w nas prawdziwa, wierna miłość.
Justin zawahał się przez chwilę i to było wszystko co było mi potrzebne do wiadomości.
- Wiedziałam. - wychrypiałam, odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Łzy, które tak długo tłumiłam w końcu wygrały i zaczęły spływać moich policzkach.
- Caitlin, czekaj - powiedział, biegnąc do mnie i chwytając mnie za rękę.
Odsunęłam się od niego. - Nie dotykaj mnie. - pociągnęłam nosem, czując upokorzenie.
- Wysłuchaj mnie, Caity, proszę - błagał, a łzy wypełniały jego własne oczy. Zawahałam się przed spojrzeniem na niego. - Nie mogę powiedzieć, gdzie wczoraj byłem. Gdybym mógł, zrobiłbym to, ale nie mogę. Mogę ci obiecać, że nie mam romansu.
- A kim jest Lilian? - zaryzykowałam, mając nadzieję, że  zda sobie sprawę, że chciałabym, aby byl prawdomówny.
- Przyjaciółka. To wszystko.
- Jak się z nią spotykasz?
- Ja- nie mogę powiedzieć.
- Oczywiście, że nie możesz - potrząsnęłam głową. Ponownie zaczęłam wchodzić na górę. Moje serce łamało się z każdą sekundą i każdym krokiem.
- Caity, czekaj - poszedł za mną. Łzą z jego oczu groziło spłynięcie. - Wiem, że to brzmi podejrzanie, ale robię to, by cię chronić, przysięgam. Właśnie teraz musisz mi zaufać. Chociaż to wszystko jest przeciwko mnie. Po prostu musisz o tym wszystkim pamiętać. Przez co przeszliśmy, jak ciężko razem walczyliśmy, aby ponownie być razem. Gdzieś w tym wszystkim jest sposób i sens, abyś mi zaufała, kochanie, proszę.
Przez chwilę patrzyłam na niego, gwałtownie zaczerpując powietrza. - Czy masz jakiś problem, że prosisz mnie oto? - spytałam. - Mamy razem dziecko, Justin i nie możesz odpowiedzieć na moje najprostrze pytania. Przykro mi, ale ja naprawdę nie sądzę, że to jest dobry sposób na założenie rodziny. Chcę ci zaufać i uwierzyć w to wszystko co się stało, ale przeszłość to przeszłość, nie wiem czy mogę to zrobić w obecnym stanie, aby nasze małżeństwo było jak kiedyś.
Justin dosłownie trząsł się zatapiając w moich słowach - Kocham się. - wykrztusił, przed zatonięciem w moich ustach.
Mogłabym spróbować łez, które spływały po naszych twarzach, łzy, które mieszały się z mieszanką bólu i gniewu, te uczucia nas zalewały. Justin odsunął się i spojrzał na mnie wyczekująco, ale wszystko co mogłam zrobić, to pokręcić głową.
- Przykro mi. - wyszeptałam.
- Mi też. - odpowiedział, po czym powoli zaczął schodzić po schodach.


Justin's POV

Zaczerpnąłem powietrza, kiedy wyszedłem na balkon, który był w sąsiednim pokoju. Wydawało się, jakby dostał kopa w brzuch, a mój oddech został znokautowany. Moje serce bolało coraz mocniej z każdym pulsującym rytmem, a ja czułem jak cały mój świat zawalał się wokół mnie. Jak to możliwe, że podczas chronienia Caitlin ją najbardziej to bolało?  Gdyby nie była w tym wszystkim punktem, który ryzykował wszystko, co bym zrobił w pierwszej kolejności? Gdyby to nie był mój cel, zatrzymałbym to wszystko, aby nigdy nie doświadczała tej krzywdy? Jednak w wielu aspektach, moje działa sprawiały jej więcej bólu niż Seth i jego ojciec, Stephen, kiedykolwiek.
Pomimo tego całego czasu, kiedy byłem świadkiem bólu Caitlin, nigdy nie miałem zamiaru spojrzeć w jej oczy z czystą dewastacją, tak jak dzisiaj. Zostałem złamany, ale zrozumiałem. Jedyną rzeczą dla wroga, jest to by przynieść wam jak największą krzywdą -- tego należy się spodziewać, ale gdy osoba, którą kochasz, wyjawia ci, że została zraniona i straciła do nas zaufanie, to boli dziesięciokrotnie bardziej.
Chwyciłem zimną, metalową poręcz i warknąłem.  Gdybym tylko mógł zagłębić się bardziej w tej ciemnej tajemnicy, teraz byłbym w samym środku i wszystko byłoby w porządku. Gdybym mógł zatrzymać dokuczliwe uczucie winy, poczucia, nie tylko kradzieży i kłamstwa, wbrew biblijnej moralności mojej matki, nigdy nie zrobiłbym tego. Mogłem być w porządku, ale nie mogłem, Caitlin miała rację. Kłamstwo, to jedyna rzecz w związku, gorsza niż zdrada swojego partnera. A ja popełniłem ten największy grzech. Zapłacę za to.
Przeszukałem swoje kieszenie i wyciągnąłem mój telefon. Przeszukiwałem go, zanim nie znalazłem tego czego potrzebowałem. Numer telefonu to Stephen'a. Szybko nacisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem na połączenie. I znowu i znowu.
- Przykro mi, ale liczba twojego połączenia, została przekroczona, zostałeś odłączony.
Zwierzęcy jęk uciekł gniewnie z moich ust, zanim nacisnąłem czerwoną słuchawkę i upadłem na kolana. Zamiast patrzeć w niebo, dostrzegłem, że moje oczy były skierowane w dół, a ja krzyczałem nad własną przepaścią. Żaden ten ból nie pochodził od Boga, to wszystko było dziełem diabła i nie miałem żadnych wątpliwości, że znalazł przyjemność w tworzeniu z mojego życia piekła.
- Czego ode mnie chcesz? - krzyknąłem z irytacją - Starałem się grać w twoją głupią grę, ale to nie działa. Co mogę więcej zrobić?
Wtedy zdałem sobie sprawę, że to był tylko i wyłącznie mój błąd. Szatan od zawsze był definicją oszustwa. Nie zwyciężę w swojej grze, bo nie miała ona żadnych zasad. Tak długo, aż przestrzegałem jego sposób robienia wszystkich rzecz, nie szukając rady u Boga, nie będzie spokoju. Za każdym razem twierdziłem, że moje życie leżało w jego rękach, a potem nagle spadłem jako wzór i robiłem wszystko po swojemu. Zawsze był o krok do przodu i dwa kroki do tyłu. Jeżeli już to już poruszał się do tyłu, zamiast do przodu.
- Ty mnie nie masz! - ponownie znalazłem w sobie siłę, aby wrzasnąć. - Nie masz nade mną żadnej władzy, nie wygrasz!
Osiągając swoje szaleństwo w pewnym momencie mój telefon zadzwonił, na co podskoczłem.
- Widziałem, że dzwoniłeś na stary numer. Czego chcesz dziecko? - usłyszałem głęboki głos Stephen'a.
- Musimy porozmawiać - syknąłem.
- Rozmawiamy - odpowiedział.
- Nie, o umowie jaką zawarliśmy.
- W porządku, mów dalej. - zachichotał.
- Nie tu, spotkajmy się. - kontynuowałem.
Jęknąłem. Mogłem wyobrazić sobie, jak przewracał oczami. - Kiedy się wreszcie nauczysz? Nie ty tutaj ustalasz zasady, tylko ja.
- Jeśli chcesz, abym zdobył dla ciebie twoje pieniądze, spotkajmy się w alejce z Grandma's Goodies, za pół godziny. - rozłączyłem się, nie czekając na jego odpowiedź.
Wszedłem do sypialni, aby zabrać moje klucze, ale okazało się, że Drew jeszcze spokojnie spał. Przegryzłem nieco wargę, wzdychając i pocałowałem go w czoło. Wsunąłem dłonie w kurtkę i zamknąłem drzwi balkonowe, przed wyjściem z pokoju.
Pośpiesznie wsiadłem do samochodu i pojechałem w kierunku alei. Myśli przebiegały w mojej głowie, a emocje walały się w  mojej piersi. Byłem otępiały i obojętny na wszystko.
Spojrzałem na zegarek, aby zorientować się, że za pięć minut minie trzydziesta minuta, odkąd dzwoniłem do Stephen'a. Chwyciłem za kierownicę i zaparkowałem tuż przy elei i czekałem. Powoli minutowa wskazówka zegara zaznaczała nas czas spotkania. Minęło aż piętnaście minut. Szybko stałem się zły, miałem odwrócić się i odejście, ale wtedy biały van Stephen'a pojawił się, a on wystawił głowę przez tylne drzwi. Jego oczy spojrzały na mnie, jak przeszkolony, szybko podjechał do mnie i to był ruch dla mnie. Wszedłem do swojego samochodu i zamknąłem drzwi przed brnącą furgonetką.
Spojrzałem na niego sceptycznie, zanim wysiadłem ze swojego samochodu i wsiadłem do niego.
- Chcesz rozmawiać czy nie? - uniósł brew.
- Nie próbuj niczego. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Nie marzysz o tym?
Przewrócilem oczami. Stephen, wskazał, abym zajął jeden z foteli. Ostrożnie usiadłem.
- Piwo? - spytał, trzymając w moim kierunku puszkę, ale pokręciłem głową.
- To nie jest spotkanie towarzyskie, odchodzę, Stephen. - spojrzałem an niego.
Dał mi rozbawione spojrzenie i wziął długiego łyka napoju.
- Mówię poważnie. - powiedziałem surowo.
- Oczywiście, że tak. - powiedział, nieprzeniknionym tonem. - Czy mogę zapytać, dlaczego?
- Caitlin myśli, że ją zdradzam. - powiedziałem.
- Cóż, a to prawda? - spytał w protekcjonalny sposób.
- Nie, oczywiście, że nie. - spojrzałem na niego.
- To dlaczego ona myśli, że tak jest?
- Bo jej wszystkiego nie mówię! - wrzasnąłem.
- A co to ma wspólnego z twoją pracą dla mnie? Hmm?
- Wszystko! - byłem coraz bardziej wściekły. - Ona chce wiedzieć gdzie byłem wczoraj i kim jest Lilian, a ja nie mogę jej tego powiedzieć.
- Dlaczego nie?
- Co? - spojrzałem na niego.
- Nigdy nie powiedziałem, ze nie możesz nikomu powiedzieć o kradzieży, albo o tym, że Lilian jest moją żoną, matką Seth'a. Cóż, możesz iść nawet na policję. Może wtedy zabiję ciebie i Lilian, to znaczy, zrobi to ktoś z moich bliskich, ale to nie jest przeciwko zasadom, nie ma żadnych zasad, naprawdę. To cięta i sucha sprawa. Kradzież pieniędzy, to żywi Caitlin i Drew, nie kradzież równa się to, że są marwi. Więc, jeśli chcesz możesz się wycofać i pozwolić im umrzeć. Więc jeżeli chcesz się wycofać i pozwolić im umrzeć, lub mówić wszystko i nie ryzykować, to tylko ty lub ktoś doprowadzi do ich zranienia, w porządku, ale nie wiń mnie za swoje decyzje.
Spojrzałem na niego ze złością. - Nie mogę powiedzieć Caitlin, że jestem przestępcą.
- Powtarzam, nie wiń mnie. To nie mój problem. - Stephen stożkiem wypił resztę piwa. - Teraz, jeżeli chcesz wyjść to okej, ale powiedz mi tylko. Dam ci dwadzieścia cztery godziny, abyś ukrył Caitlin i Drew, ale ich morderstwo i tak będzie interesujące. Nie ma nic gorszego, od nudnego zabijania.
- Idź do diabła. - warknąłem, zwracając się do okna.
- Tak, myślę, że będziesz gotowy, ilekroć uznasz, że nadszedł czas na następny trening. - uniósł brew.
Pokazałem mu środkowy palec, przed wyjściem z van'a. Słyszałem jego śmiech, po tym jak zatrzasnął drzwi.
Wkurwiony, ruszyłem z powrotem do mojego samochodu i wróciłem do domu jeszcze bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek. Zaparkowałem samochód w garażu i oparłem głowę na kierownicy, wciągnąłem głęboki oddech, rozważając wszystkie możliwości. Moje pojawienie się na balkonie. Szatana, nie można było pokonać w jego złej grze. Nawracały mnie powtórki z porad Lilian.
- Justin, chcę, żebyś mnie słuchał i chcę, abyś słuchał uważnie. Mój mąż jest egoistą, złym człowiekiem, który zasługuję na to, aby zginął w piekielnym pożarach, ale jeśli zagrasz z nim w jakąkolwiek grę, to sprawi, że stanie się on dziesięć razy gorszą osobą. Czasami w życiu trzeba stracić, aby zyskać. Rozumiesz co mówię?
Ciężko przełknąłem ślinę, próbując realizować to wszystko co musiałem zrobić, a co uderzyło mnie jak fala cegieł.
Podniosłem słuchawkę i wykręciłem numer Stephen'a. Odpowiedział w jednym mgnieniu. - Ukryj ich dobrze, Bieber. Twoje dwadzieścia cztery godziny, rozpoczynają się od teraz.

2 komentarze: