piątek, 17 stycznia 2014

Chapter Five.

Do rozdziału włącz sobie piosenkę pt. "Justin Bieber - Fall"

Caitlin's POV

Obudziłam się z dziwnym przeczuciem,  że ktoś drżał obok mnie, przez blask lampy. Zaskoczona przetarłam oczy, przyzwyczajając się do światła, ale całą swoją uwagę przeniosłam na Justina. Zdałam sobie sprawę, że nie był on w pełni ubrany, ale tak jak Drew, który spał na jego ramieniu.
Poczułam, że moje brwi marszczą się w cienką linię. - Co się dzieję?
- Musimy być za godzinę na lotnisku. - Justin powiedział do Drew, kładąc się obok mnie.
- Dlaczego? - zapytałam, kiedy widziałam jak przeszukuję rzeczy w szufladach i pakował ubrania na brzegi torby. - Co robisz?
- Jedziemy, um, na wakacje. - powiedział, rzucając mi czarną bluzę i czarne dżinsy. - Pośpiesz się z ubieraniem.
- Dlaczego? - powtórzyłam. - Dlaczego nagle jedziemy na wakacje? Co się dzieję?
- Justin wziął głęboki oddech. - Tylko ja, ale jesteście mi potrzebni, żeby na wypoczynek uciec. W ostatniej chwili zrobiłem kilka telefonów i "pociągnąłem za kilka sznurków" i znalazłem idealne miejsce na mały wypad. To będzie dobre dla nas, połączy nas w rodzinę. - powiedział i położył dłoń na moim brzuchu. - Myślę, że będzie lepiej niż kiedykolwiek.
- Ucieczka? - mój głos brzmiał niczym szept, kiedy spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki. Każda ich część dodawała mi trochę pewności, że on faktycznie był ze mną szczery. Nie chciałam mieć go za oszusta i spotyka się z inną dziewczyną. Chciałam, żebyśmy byli rodziną.
- Naprawdę. - mruknął, przyciskając swoje usta do mojego czoła w lekkim pocałunku. - Nie mamy zbyt wiele czasu...
Skinęłam głową i szybko złapałam ubranie, które Justin mi podał i pobiegłam do łazienki. Wyszczotkowałam zęby i nałożyłam spodnie. Ściągnęłam koszulkę od piżamy przez głowę, ujrzałam mój brzuszek, lekki uśmiech rozmieścił się na moich ustach. Chociaż nie było widać zbyt wiele, to wciąż niewiele wiadomo było o tym, że miłość moja i Justin'a rosła w sympatyczny sposób. Rzuciłam ostatnie spojrzenie i narzuciłam bluzkę, a potem bluzę z kapturem.
Kiedy skończyłam, usłyszałam skrzypienie otwieranych drzwi, Justin wystawił głowę i spytał. - Gotowa?
- Tak, tylko muszę obudzić moich rodziców i Christian'a. - odpowiedziałam.
Justin spojrzał niechętnie. - Nie musisz tego robić.
- Co masz na myśli? - posłałam mu zdziwione spojrzenie, umieszczając skarpetki, a potem buty tenisowe.
- Cóż już im to mówiłem i zorientowali się, że skontaktujemy się z nimi później. Mam na myśli, że to wszystko jest zrobione w ostatniej chwili i nie chcę sprawiać niedogodności pilotowi.
- Oh, dobrze. - wahałam się. - Ale jestem pewna, że zostało podjęte na tę chwilę, aby im powiedzieć.
- Powiedzieć komu? Co? - zaspany głos Christian'a rozbrzmiał przez drzwi do mojej sypialni.
Czułam oczy Justina na mnie, kiedy odpowiedziałam - Miałem zamiar powiedzieć rodzicom, że jedziemy na rodzinną wycieczkę. Po prostu zyskać trochę czasu w spokoju, ale Justin powiedział to wszystko wczoraj, musimy wyjść z domu za kilka minut.
- Cóż, w tym wypadku to pewne, że najlepiej nie budzić rodziców. Oni będą się tylko martwić. - wyraz twarzy Chrisa był nieczytelny. - Dokąd idziesz?
- To niespodzianka. - Justin odezwał się do mnie.
- Założę się. - prychnął Chris, a jego oczy zmrużyły się na sylwetce Justina, jako stałe spojrzenie.
Dostrzegłam pomiędzy nimi coś co wydawało się być czymś w rodzaju cichej rozmowy. W celu przełamania napięcia przytuliłam Christiana.
- Wezmę Drew i torbę do samochodu, dobrze Justin? - powiedziałam, zaczynając schodzić z synem.
- Nie, torbę po prostu zostaw torbę tutaj, nie chcę, żeby coś ci się stało. - powiedział ochronnie.
- Cokolwiek powiesz. - figlarnie przewróciłam, wychodząc przez drzwi. Obejrzałam się i zobaczyłam, że sylwetki Justina i Christiana nie drgnęły. Nie idziesz?
Justin nieco się złamał i zabrał wzrok z Chrisa - za chwilę przyjdę kochanie.
- Dobrze - przegryzłam nieco wargę. - Pa, Christian. Kocham cię.
- Ja ciebie też kocham, siostro. Uważaj na siebie. - powiedział tonem, który był niezwykle delikatny. To było tak, jakby myślał, że na zawsze wyjeżdżam.
- Wrócę, jak zaczniesz za mną tęsknić. - zaśmiałam się, ale nadal ilustrowałam jego twarz.
Przełknęłam ślinę, zanim razem z Drew ruszyliśmy w stronę samochodu. Westchnęłam, kiedy usiedliśmy na fotelach i niecierpliwie czekaliśmy na przyjście Justina. Niezależnie od tego co teraz działo się pomiędzy moim bratem, a moim mężem, niezależnie od jakichkolwiek obaw i niezadowolenia, które mogą wpłynąć na nas w około, Justin miał rację, to jest potrzebne, by uciec teraz niż kiedykolwiek indziej.

Justin's POV

Christian i ja staliśmy tylko krok od siebie, wsłuchiwaliśmy się w spokojny szum otwieranych drzwi garażu, będąc pewnie, że Caitlin była poza zasięgiem słuchu.
Bez oporów Christian zwrócił się do mnie. - Wiem, że rano nas okłamałeś. Nie było żadnego śniegu w nocy.
Przełknąłem ślinę. - Masz rację, to było kłamstwo, ale ja muszę chronić Caitlin. - powiedziałem stanowczo. Słyszałem graniczny skowyt w moim własnym głosie. To brzmiało jak melodia piosenki ABC, powtarzając tę linię bardziej niż wszystkie inny, tak wiele razy, aby brzmiało idealnie i bezmyślnie.
- Chronić ją? Przed czym? - głupi Christian, przecież to było oczywiste. - Ty chroniący moją siostrę, Justin? Niby jak?
Przegryzłem wnętrze mojej szczęki. - Jakoś.
- Jakoś? - zaszydził. - Co do cholery oznacza to "jakoś?" Nie ma czegoś takiego jak jakoś w definicji niedyskrecji. Albo okłamujesz moją siostrę, albo nie.
- Cóż, nie okłamuję jej. - moje gardło stawało się suche, na psychiczną myśl wyobrażeń tych wszystkich minut, które nam zostały. Minut, które stanowiły część godziny.. Dwudziestu czterech godzin. Konkretnych dwudziestu czterech godzin, przez które musiałem znaleźć bezpieczne miejsce dla Drew i Caitlin.
- Jesteś pewien? - zmrużył na mnie oczy.
- Pozytywnie. - przełknąłem ślinę.
- Zdajesz sobie, że przez te wszystkie oszustwa ona myśli, że masz romans. Chodzi mi oto, że przez to wszystko ona czuję się "oszukana" moja siostra jest bezpieczna, w komfortowym życiu. Rozumiesz?
Mój puls rósł, kiedy tonąłem w jego słowach. Zrobiło mi się nie dobrze.
- Spójrz, Justin. - skrzyżował ramiona. - Byłeś moim najlepszym przyjacielem i kocham cię, ale moją siostrę kocham bardziej. Jeśli dowiem się, że zrobiłeś wszystko, co doprowadziło ją do załamaniu lub, ta mała wycieczka to żadna niespodzianka. Zabiję cię. - jego głos był zimny i jadowity. - Pozwól, że znowu ci to przeformułuję: Zabiję cię.
- Muszę iść Christian. - zmusiłem się do odpowiedzenia
- Nie. - potrząsnął głową. i chwycił mnie za ramię. - Nie przejmuj się tym, że do mnie zadzwonisz. Jeśli coś się stanie z moją siostrą znajdę cię bez pomocy - stopniowo zniżał swój głos. - Ale, mam nadzieję, że nie pozwolisz, aby coś jej się stało. Jej i Drew. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę jej stan. - w jakiś sposób on wiedział, że Caitlin jest w ciąży
Powoli skinąłem głową. - Zrobię to, Chris, obiecują, że zrobię wszystko co w mojej mocy, aby zapewnić im bezpieczeństwo.
____________________________________________________________________________

Po skręcie i każdym moim kroku czułem, że moje serce wciąż waliło. Mój naturalny instynkt stale patrzył za siebie i sprawdzał okna. Psychicznie skanowałem każdego, kto wydawał mi się choć w połowie szalony, starając się zapamiętać ich twarz, tylko w takim przypadku, zachowywałem się jak agent. Wiedziałem, że mógł zatrudnić boksera, albo kobietę.
Spojrzałem na miejsce obok siebie i dostrzegłem, że Caitlin śpi, tak samo Drew. Byli jak kamienie na tylnym siedzeniu. Niewinni, anielscy, łzy napływały do moich oczu, czując ogromny ból serca.
Słowa Christiana rozbrzmiewały w mojej głowie, kiedy próbowałem zrozumieć jak to się stało. Na początku, miałem plan, ukradnę pieniądze i pozbędę się Stephena. Teraz właśnie dzieję się wokół niczego, ale obawiam się, że zgodziłem się na polowanie i śmierć mojej żony i syna.
Dlaczego ktoś chciał skrzywdzić dwoje niewinnych niczemu ludzi. Nigdy tego nie rozumiałem, ale Stepeh to zrobił, a moim obowiązkiem było powstrzymanie go, zanim będzie za późno.
Dwukrotnie sprawdziłem, upewniając się, że nikt za nami nie wjechał na prywatny parking lotniska. Patrzyłem, jak duża brama zamykała się za mną. Wciągnąłem głęboki wtedy, aby mój oddech stał się stały. Cicho, pochyliłem się i pocałowałem Caitlin.
Jej oczy zatrzepotały otwierając się, uśmiechnęła się spoglądając na mnie.
- Dzień dobry, pani Bieber. - przywitałem ją.
- Witaj. - uśmiechnęła się, kiedy przyciągnęła moją brodę tak, że nasze usta ponownie spotkały się w miękkim, jeszcze cieplejszym pocałunku, nasze wargi idealnie się poruszały. Nie chciałem tego kończyć, ale wiedziałem, że musimy.
Stopniowo, wyciągnąłem się i pocałowałem ją w palce. - Musimy iść.
- Dobrze - skinęła głową. - Wezmę Drew.
Westchnąłem, wyłączając silnik czarnego Range Rovera. Był to pierwszy samochód, jaki kiedykolwiek dostałem, choć wiele osób już dawno zapomniało, że mój posiadałem jeszcze mój błyskotliwy fiker i batmobil. Wśród wielu innych do niego miałem największy sentyment.
Tęsknie przebiegłem palcami po kierownicy, wiedząc, co będę musiał zrobić. To byłoby zbyt ryzkowne mieć sterownik, lub wynająć samochód, więc zamiast tego zdecydowałem się jechać własnym, a następnie wysadzić go w powietrze.
Westchnąłem, przypominając sobie jak wybucha mój pierwszy samochód, to było dalekie od mojego największego zmartwienia. Wysiadłem z fotela kierowcy i chwyciłem torbę z bagażnika.
- Mogę go zanieść. - powiedział do Caitlin, wskazując na Drew, który wtulał się w jej ramiona.
- Czuję się dobrze. - potrząsnęła głową.
- Dobrze. - zgodziłem się, przed rozpoczęciem prowadzenia nas do drogi startowej, gdzie był zaparkowany prywatny odrzutowiec. Wspięliśmy się na pokład samolotu, a wysoki, blady pilot czekał na nas.
- Dzień dobry, rodzino Bieber. - przywitał nas gęstym, szwedzkim akcentem. - Jestem waszym pilotem, Peter.
- Witaj - Caitlin uśmiechnęła się od ucha do ucha, kiedy rozejrzała się po skomplikowanym układzie samolotu.
- Czy chcę pani, abym panią oprowadził, pani Bieber? - zapytał, a Caitlin pokiwała radośnie głową.
Położyłem naszą torbę. - Zaraz będę z powrotem. - przymknąłem oczy, na znak zrozumienia tego co miałem zrobić.
- Trzydzieści minut. - odezwał się po prostu.
Pobiegłem po schodach samolotu i wróciłem do miejsca, gdzie był zaparkowany mój Range Rover. Delikatnie poklepałem maskę samochodu - Trzymasz się dobrze, od roku i od moich szesnastych urodzin. - zaśmiałem się, przypominając sobie moje ulubione stare frazy. - Jeśli niebo dla samochodów istnieję, to znajdziesz się tam.
Wziąłem głęboki oddech, otwierając maskę i okazała się bomba, której szukałem. Ustawiłem ją na trzydzieści minut, tak jak zlecił mi pilot. Nacisnąłem przycisk aktywuj. Z drżącymi rękoma, zamknąłem jego maskę i ruszyłem z powrotem do samochodu.
- Gotowe? - zapytał Peter, kiedy wszedłem do samolotu.
- Tak. - odpowiedziałem po prostu.
Dał mi lekki uśmiech. - Czas start, a potem?
Skinąłem głową.
- No wiesz, co zrobisz gdy wylądujemy - powiedział, upewniłem się, że Caitlin nie zwracała uwagi i podał mi małe, srebrne pudełeczko.
Zrobiło mi się niedobrze, kiedy wziąłem je od niego, a moje oczy spoczęły na nim.
- Jesteś pewien? - zapytałem.
- Jestem chory, Justin. Po za tym jeśli nic z tym nie zrobisz, w sumie to więcej niż prawdopodobne, Stephen to zrobi. Wolałbym, żebyś ty to miał i żeby twoja rodzina była bezpieczna.
- Nienawidzę tego. - wyszeptałem.
- Czasem trzeba stracić, aby zyskać. - naśladowałem echem matkę Seth'a, Lilian. - Ciesz się, że to będzie lot na całe życie. - zaśmiał się, chociaż moje serce pękało.
- Tatusiu, patrz! - powiedział Drew, odwróciłem się i zobaczyłem jak siedział obok Caitlin z począkiem w kształcie dinozaura.
- Nie pozwól ich skrzywdzić. - Peter skinął głową, w stronę sreberka w moim ręku, zanim zaknął kabinę. Wsunąłem pudełeczko do tylnej kieszeni.
- Niech cię Bóg błogosławi. - dałem mu smutny uśmiech.
Przybrałem dobrą minę do złej gry i odwróciłem się do Drew. - To jest taki fajny koleś. - powiedziałem, Caitlin uśmiechnęła się do mnie.
- Peter powiedział, że t nie będzie plaża, gdzie jedziemy, gdzieś gdzie będę mógł zrobić zamek z piasku w kształcie dinozaura! - kontynuował radośnie, kiedy usiadłem na fotelu w korytarzyku. Drew był po środku, a Caitlin w pobliżu okna.
- Peter jest miłym facetem. - skomentowała.
- Bardzo miłym - skinąłem głową, nagle usłyszeliśmy jego głos.
- Witamy na pokładzie rodzinę Bieber'ów. Zamknij uszy, kiedy usłyszysz dźwięk "boom" za około dziesięć minut, ale nie ma obaw, samolot jest w pełni bezpieczny. Więc siedźcie i cieszcie się lotem do raju.
Stewardessa przyniosła wózek pączków i po raz kolejny patrzyłem jak Caitlin i Drew oddawali się tej przyjemności, kiedy ja walczyłem z chęcią rozpłakania.
Wreszcie wszystko zostało ustalone, a samolot został nakierowany na pas startowy. Podobnie, kiedy kółka uniosły się z ziemi usłyszeliśmy głośne BOOM, wiedziałem, że to był mój cenny, pierwszy samochód, który zniknął na zawsze. Jeszcze smutniejsze było to, że to dopiero pierwsza katastrofa. Miało być ich więcej, kiedy nadejdzie nowy dzień.
_____________________________________________________________________

Po prawie czterech godzina Peter wylądował samolotem na odległej wyspie po środku Oceanu Atlantyckiego. Caitlin, Drew i ja zameldowaliśmy się do luksusowego domku. Dziwne, że miejscowi tutaj mówili po angielsku, tak jak matka Seth'a, kiedy prosiliśmy ją o pomoc. Ale, to nawet lepiej, bo absolutnie nikt tutaj nie wiedział kim jestem.
Uśmiechnąłem się, kiedy wychyliłem głowę przez okno, patrząc jak Caitlin i Drew próbowali naśladować ruchy jednego z tanecznych The Islander. Ona przenosiła biodra z boku na bok, sychronizując w tym czasie rękoma. A Caitlin i Drew wydawali się miotać jak kaczki. Delikatny dotyk na ramieniu, sprawił, iż odwróciłem się i ujrzałem Peter'a, wyraz jego twarzy był spokojny.
- Masz strzykawkę?
Mój uśmiech szybko zniknął, a cała krew odpłynęła z twarzy, kiedy spojrzałem na niego.
- Nadszedł czas, mój przyjacielu. - powiedział, wskazując mi, abym go śledził.
Moje gardło wyglądało na zamknięte, a moje usta wyschły, kiedy odchodziłem od domu na drugi koniec korytarza wzdłuż drugiej strony dzielnicy. Który służył jako śmieć, do nagrywania obszaru miasta. Obrzydliwy zapach powietrza spowodował, że moje oczy zaczęły się palić, a łzy które zbierały się wcześniej zaczęły wypływać.
- Nie musisz tego robić. - powiedziałem, czując jak słowa zduszały się we mnie.
- Oh, ale ja. - oczy Peter'a zmniejszyły się, a on uśmiechnął się. - Stephen był na moim szlaku, przez cały czas, Lilian wie, dlatego dałem wam szansę i pomogłem wam. Będę musiał. I tak umrę, więc dlaczego nie w słusznej sprawie?
- Możesz zostać z nami. - szepnąłem, ale on pokręcił głową.
- Jeśli jestem w pobliżu, on z pewnością cię znajdzie. On po prostu ma sposób na odnalezienie mojego miejsca pobytu.
Moje dłonie trzęsły się, kiedy wyciągałem fiolkę z paraliżującym płynem, który Peter będzie miał we krwi. Niemal mnie paliło. - N.. nie mogę tego zrobić, nie jestem mordercą. - pociągnąłem nosem.
- Proszę, Justin, ty mnie nie zamordujesz, pozwalasz mi tylko uczynić się ofiarą. Pozwól mi to zrobić, proszę.
Dyszałem, kiedy wziąłem igłę i wbiłem w jego ramię. - Niech Bóg cię błogosławi. - szepnąłem, wstrzykując płyn, patrzyłem jak Peter zamknął oczy i zemdlał.
Łzy spływały po moich policzkach, wziąłem duży stos drewna i papierów i umieściłem je na górnej części jego ciała. Moje serce waliło, a moja głowa pulsowała, kiedy stawiałem stos w płomieniach.
Płakałem w niekontrolowany sposób, wychodząc z szopy. Oparłem się o budynek, czując ciepło ognia wewnątrz.
- O tu jesteś, szukałam ciebie i Peter'a. - Caitlin zaczęła, ale przerwała, odwracając się, spojrzałem na nią.
- Gdzie Peter? - zapytała, a jej oczy migotały od ognia.
- Odszedł. - wymamrotałem przed przerwaniem płaczu.

Caitlin's POV

(dwa tygodnie później)
Obudziłam się ze starciem szkła po raz trzeci w tym tygodniu. Wyszłam z łóżka, aby znaleźć Justina, potykając się do kuchni całkowicie zmarnowana. Jego włosy były brudne, a on śmierdział alkoholem.
Jego oczy były na skraju, kiedy doprowadziłam go do naszej sypialni, on niechlujnie podszedł do mnie i przyciągnął mnie do siebie.
- Pocałuj mnie. - zażądał niewyraźnym tonem.
- Przestań, Justin, jesteś pijany. - warknęłam, starając się go od siebie odepchnąć.
Choć na wyspie było wspaniale, nasz pobyt tutaj był daleki od raju. Justin był nie trzeźwy, odkąd nasz pilot odszedł, wpadając do spaleniska miasta. Śmierć nigdy nie była łatwą rzeczą, ale jego porwała bardzo ciężko.
Na początku pił w milczeniu, ale stopniowo to stawało się u niego codziennością. Proszą o uwagę i twierdząc, że musi "coś czuć."
Justin zacisnął na mnie dłoń. - Pocałuj mnie i powiedz. - powtórzył, a kolor jego tęczówek pociemniał. - Teraz.
Moje serce ożywiło się, kiedy on pchnął mnie w kierunku ściany i mocno wpił się w moje usta.
- Potrzebuję cię. - powiedział szorstko. - Chcę żebyś coś poczuła.
- Justin, nie wiesz, co mówisz.
- Tak, ja. - podniósł głos. - Jestem zdrętwiały, Catlin. I możesz to zmienić. - zaczął, umieszcza dłonie wzdłuż ciała. - Rozbierz.
- Przerażasz mnie. - wyjąkałam, starając się od niego odejść.
- Powiedziałem, rozbierz mnie, cholera. - zaklął i chwycił mnie za włosy.
Poddałam się i ściągnęłam moją sukienkę przez głowę. Pomimo pijaństwa Justina on nigdy nie próbował mnie zmuszać do sypiania z nim.
Potknął się, dochodząc do łóżka. - Idź tam.
Przełknęłam ślinę, kiedy weszłam na łóżko. Patrzyłam jak Justin próbował dostać się na nie, ale znowu się potknął. Podparł się nocnym szkłem, ale tylko spadł i kołatał się pod nim. Wycie uciekło z jego ust, kiedy odłamek szkła wbił mu się w dłoń, a krew obficie sączyła się z jego dłoni. Pośpiesznie wzięłam telefon ze stolika nocnego i wybrałam numer na linię alarmową.
Czekałam, aż operator odbierze i spojrzałam na Justina.
Spojrzał na swoją dłoń i zaczął się trząść. - Nawet nie krwawi. - wybełkotał. - Zabiłem go i nie krwawił.
Bez ostrzeżenia Justin zemdlał, dyszałam, kiedy on uderzył o podłogę.

______________________________________________________________________________

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Chapter Four.

Caitlin's POV

Samotnie siedziałam w kuchni przy stole, nakładając na mój talerz kolejną porcję lasagne. Spojrzałam na zegarek, a jego zielone numerki wskazywały jedenastą rano. Reszta mojej rodziny była pochłonięta w głębokim śnie. Christian jest ostatnią osobą, która tylko leżała od jedenastej. Początkowo chciałam do niego dołączyć, ale zaczęło burczeć mi w żołądku, co jeszcze bardziej mnie obudziło. Poszłam w do kuchni w poszukiwaniu czegoś do zaspokojenia mojego apetytu. Więc znalazłam lasagne. Kiedy tylko usiadłam przy stole natychmiastowo straciłam zainteresowanie jedzeniem --- słowa  z ust Christiana nadal ciężko układały mi się w głowie.
Nie powiedziałam nic nikomu, ale nie mogłam znieść myśli, że Justin nie mówił mi wszystkiego. Nie pamiętałam, aby kiedykolwiek w trakcie naszego związku on oszukiwał mnie. Co się teraz zmieniło? Oczywiście przybliżona odpowiedź niosła za sobą konsekwencję setki różnych pytań. Była tylko jedna, której nie umiałam zaakceptować, ale jednak z jej winy czułam się chora. Część mnie pochłaniała całe te wnioski, ale druga połowa przypominała, że jest coś w tej całej układance co wcale nie pasowało do reszty. Coś jak gumowa kaczka pływaczka, bardziej prawdopodobne do zwykłej kaczki (?).
Niedawno Justin wyszedł razem z resztą członków RRR do lokalnego RRR HQ, gdzie zrobiono seminarium dla małżonków, którzy brali udział w wojnie. Głównym tematem było jak utrzymać relację z bliskimi. oczywiście to wszystko było zbyt słodkie i przepełnione miłością, podczas kiedy tego tak naprawdę nie było. Ale, statystyki tego co mogłoby się wydarzyć były niepokojące. Stawki: rozwody, które były w pewien sposób zaangażowane, jako formy separacji z powodu wojny - co było przerażające. W czasie seminarium, będę głównie słuchała pastora z "rozłącznym" zainteresowaniem. Nigdy nawet za milion lat temat mój i Justin'a - a raczej zakochania w szóstej klasie i doświadczenie tych wszystkich sytuacji na wadze życia i śmierci nie wywoła u nas separacji, przez tą całą wojnę. Nie może nas złamać, to jest to, co czyni nas silniejszymi. Bez wątpienia.
W związku z jego zniknięciami nikt nie przekazałam mu tego całego doświadczenia, których nie otrzymał podczas swojej nieobecności. Byliśmy na dobrej drodze, zamiast tej złej. Mimo, że to było realistyczne działanie, to oznaczało, że tak naprawdę nie wiedziałam nic na jego temat, ani na temat co zrobił w przeciągu tych ostatnich kilku miesięcy. Gdybym mogła drugą dłonią odgadnąć wszystkie decyzje? Czy on nadal posiada w sobie to uczucie, że mnie kochasz, pomimo tego wszystkiego w co został wciągnięty. Ostatnie, ale chyba najmniejsze, czy znalazł sobie inną? Pomysł powrotu do domu pasierba, ciężarnej żony, to coś czego najmniej się spodziewał? Czy istnieję jakaś normalna kobieta, która żyję życiem normalnego dwudziestojednoletniego faceta z którym wygrało to uczucie?
Choć dopiero o tym myślałam to już łamało mi serce, to było nawet blisko siebie. Samo siebie ciągnęło. Zbyt często widywałam uśmiechy kobiet, które starały się ukryć ból, który był związany z niedyskrecją męża. To było idealnie przypisane do frazeologizmu "chłopcy, na zawsze pozostaną chłopcami" Ja, naprzykład nie widziałam siebie przyłączonej do grona tych kobiet. Tak, jedyną szkodą, którą mogłabym tolerować to mąż oszust. Byłam już na tyle zmęczona tym wszystkim, przez innego człowieka, że podjęłabym decyzję o tym, że nie mogę już tego znieść,
Odgłos zamykanych drzwi przykuł moją uwagę. Odwróciłam się i zobaczyłam słabe światło widniejące z biura. Moja ciekawość wzrosła, obudziłam się i spokojnie wstałam idąc w kierunku drzwi. Cichy glos Justina był słyszalny.
- Wiesz, to naprawdę miło z twojej strony, ale ja po prostu nie mogę. Przepraszam Lilian.
Czułam, ze moje policzki zaczynały przybierać purpurowy odcień, jego tajemnica, to osoba po drugiej stronie telefonu. Mój oddech przyśpieszył a mięśnie napięły się.
- Dlaczego? - ton jego głosu podpowiedział mi, że on to powtórzył. - Lilian, pytam. Bo zależy mi na tobie, a to jest zbyt duże ryzyko do postawienia. Jeśli ktokolwiek by się o nas dowiedział, oboje bylibyśmy skończeni. Jak powiedziałem, doceniam, że jesteś i dbasz o mnie, kiedy potrzebowałem cię najbardziej, ale to nie jest gra. Szczególną sprawę zdałem sobie wczorajszej nocy.
W tej chwili byłam wściekła. Jak on ma czelność wkradać się i rozmawiać z inną kobietą w nocy, jednocześnie wyznając jego uczucia wobec niej? On nie wahał się przyznać, że jestem dla niego wczorajsz. Przełknęłam gulkę, która tworzyła się w moim gardle.
- Cieszę się, że rozumiesz, postaram się zadzwonić znowu, później. Prawdopodobnie w czasie, kiedy wszyscy będą spali. W ten sposób będziemy mieli trochę prywatności.
Prywatności? Przed czym?
- Dobra, dobranoc. - zakończył, kilka sekund przed spojrzeniem w kierunku drzwi.
Jego oczy momentalnie się rozszerzyły się, kiedy mnie dostrzegł. Szybko posłał mi swój uśmiech. - Co ty tutaj robisz, kochanie? Myślałem, że śpisz.
Wyciągnął dłoń, aby pogładzić moje włosy, ale szybko odsunęłam się od niego. - Gdzie byłeś wczoraj?
Zmarszczył brwi. - Mówiłem.
- Powiedz mi to jeszcze raz - rzuciłam wprost.
- Byłem na podwórku. Rozmawiałem z szefem, coś się stało, straciłem równowagę i chyba uderzyłem się w głowę. Nie pamiętam wszystkich szczegółów.
- Oh, więc teraz uderzyłeś się w głowę? - wyśmiałam. - To nie jest to, co powiedziałeś Lilian.
- Kto to Lilian? - zapytał.
- Nie udawaj głupiego, Justin. Słyszałam cię, dobrze? Słyszałam, że mówiłeś swojej głupiej panience o ostatniej nocy. - wzruszyłam ramionami. - Przykro mi, Justin, ale ja nie zamierzam tego tolerować. Jestem w ciąży, noszę twoje dziecko, a ty wolisz skradać się w nocy by porozmawiać z jakąś dziwką, zamiast sprawdzić jak się czuję, to boli, Justin.
- Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz - potrząsnął głową. - Nie mam kochanki.
- Jesteś gorszą osobą, niż oszustem. Jesteś kłamcą i tylko tym. - warknęłam w jego kierunku.
- Nie oszukują ani nie kłamię, przysięgam - Justin praktycznie krzyczał. - Jesteś jedyną kobietą, jaką kiedykolwiek pocałowałem, nawet kiedy byliśmy razem. Kocham cię z całego serca, nigdy nie skrzywdziłbym cię w ten sposób.
- Więc gdzie wczoraj byłeś? - mój głos był zachrypnięty, a łzy spływały po moich policzkach. Każdy cal mnie chciał mu wierzyć. Chciałam po prostu, żeby to były moje hormony, albo paranoje, chciałam wiedzieć, że istniała w nas prawdziwa, wierna miłość.
Justin zawahał się przez chwilę i to było wszystko co było mi potrzebne do wiadomości.
- Wiedziałam. - wychrypiałam, odwróciłam się do niego tyłem i zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Łzy, które tak długo tłumiłam w końcu wygrały i zaczęły spływać moich policzkach.
- Caitlin, czekaj - powiedział, biegnąc do mnie i chwytając mnie za rękę.
Odsunęłam się od niego. - Nie dotykaj mnie. - pociągnęłam nosem, czując upokorzenie.
- Wysłuchaj mnie, Caity, proszę - błagał, a łzy wypełniały jego własne oczy. Zawahałam się przed spojrzeniem na niego. - Nie mogę powiedzieć, gdzie wczoraj byłem. Gdybym mógł, zrobiłbym to, ale nie mogę. Mogę ci obiecać, że nie mam romansu.
- A kim jest Lilian? - zaryzykowałam, mając nadzieję, że  zda sobie sprawę, że chciałabym, aby byl prawdomówny.
- Przyjaciółka. To wszystko.
- Jak się z nią spotykasz?
- Ja- nie mogę powiedzieć.
- Oczywiście, że nie możesz - potrząsnęłam głową. Ponownie zaczęłam wchodzić na górę. Moje serce łamało się z każdą sekundą i każdym krokiem.
- Caity, czekaj - poszedł za mną. Łzą z jego oczu groziło spłynięcie. - Wiem, że to brzmi podejrzanie, ale robię to, by cię chronić, przysięgam. Właśnie teraz musisz mi zaufać. Chociaż to wszystko jest przeciwko mnie. Po prostu musisz o tym wszystkim pamiętać. Przez co przeszliśmy, jak ciężko razem walczyliśmy, aby ponownie być razem. Gdzieś w tym wszystkim jest sposób i sens, abyś mi zaufała, kochanie, proszę.
Przez chwilę patrzyłam na niego, gwałtownie zaczerpując powietrza. - Czy masz jakiś problem, że prosisz mnie oto? - spytałam. - Mamy razem dziecko, Justin i nie możesz odpowiedzieć na moje najprostrze pytania. Przykro mi, ale ja naprawdę nie sądzę, że to jest dobry sposób na założenie rodziny. Chcę ci zaufać i uwierzyć w to wszystko co się stało, ale przeszłość to przeszłość, nie wiem czy mogę to zrobić w obecnym stanie, aby nasze małżeństwo było jak kiedyś.
Justin dosłownie trząsł się zatapiając w moich słowach - Kocham się. - wykrztusił, przed zatonięciem w moich ustach.
Mogłabym spróbować łez, które spływały po naszych twarzach, łzy, które mieszały się z mieszanką bólu i gniewu, te uczucia nas zalewały. Justin odsunął się i spojrzał na mnie wyczekująco, ale wszystko co mogłam zrobić, to pokręcić głową.
- Przykro mi. - wyszeptałam.
- Mi też. - odpowiedział, po czym powoli zaczął schodzić po schodach.


Justin's POV

Zaczerpnąłem powietrza, kiedy wyszedłem na balkon, który był w sąsiednim pokoju. Wydawało się, jakby dostał kopa w brzuch, a mój oddech został znokautowany. Moje serce bolało coraz mocniej z każdym pulsującym rytmem, a ja czułem jak cały mój świat zawalał się wokół mnie. Jak to możliwe, że podczas chronienia Caitlin ją najbardziej to bolało?  Gdyby nie była w tym wszystkim punktem, który ryzykował wszystko, co bym zrobił w pierwszej kolejności? Gdyby to nie był mój cel, zatrzymałbym to wszystko, aby nigdy nie doświadczała tej krzywdy? Jednak w wielu aspektach, moje działa sprawiały jej więcej bólu niż Seth i jego ojciec, Stephen, kiedykolwiek.
Pomimo tego całego czasu, kiedy byłem świadkiem bólu Caitlin, nigdy nie miałem zamiaru spojrzeć w jej oczy z czystą dewastacją, tak jak dzisiaj. Zostałem złamany, ale zrozumiałem. Jedyną rzeczą dla wroga, jest to by przynieść wam jak największą krzywdą -- tego należy się spodziewać, ale gdy osoba, którą kochasz, wyjawia ci, że została zraniona i straciła do nas zaufanie, to boli dziesięciokrotnie bardziej.
Chwyciłem zimną, metalową poręcz i warknąłem.  Gdybym tylko mógł zagłębić się bardziej w tej ciemnej tajemnicy, teraz byłbym w samym środku i wszystko byłoby w porządku. Gdybym mógł zatrzymać dokuczliwe uczucie winy, poczucia, nie tylko kradzieży i kłamstwa, wbrew biblijnej moralności mojej matki, nigdy nie zrobiłbym tego. Mogłem być w porządku, ale nie mogłem, Caitlin miała rację. Kłamstwo, to jedyna rzecz w związku, gorsza niż zdrada swojego partnera. A ja popełniłem ten największy grzech. Zapłacę za to.
Przeszukałem swoje kieszenie i wyciągnąłem mój telefon. Przeszukiwałem go, zanim nie znalazłem tego czego potrzebowałem. Numer telefonu to Stephen'a. Szybko nacisnąłem zieloną słuchawkę i czekałem na połączenie. I znowu i znowu.
- Przykro mi, ale liczba twojego połączenia, została przekroczona, zostałeś odłączony.
Zwierzęcy jęk uciekł gniewnie z moich ust, zanim nacisnąłem czerwoną słuchawkę i upadłem na kolana. Zamiast patrzeć w niebo, dostrzegłem, że moje oczy były skierowane w dół, a ja krzyczałem nad własną przepaścią. Żaden ten ból nie pochodził od Boga, to wszystko było dziełem diabła i nie miałem żadnych wątpliwości, że znalazł przyjemność w tworzeniu z mojego życia piekła.
- Czego ode mnie chcesz? - krzyknąłem z irytacją - Starałem się grać w twoją głupią grę, ale to nie działa. Co mogę więcej zrobić?
Wtedy zdałem sobie sprawę, że to był tylko i wyłącznie mój błąd. Szatan od zawsze był definicją oszustwa. Nie zwyciężę w swojej grze, bo nie miała ona żadnych zasad. Tak długo, aż przestrzegałem jego sposób robienia wszystkich rzecz, nie szukając rady u Boga, nie będzie spokoju. Za każdym razem twierdziłem, że moje życie leżało w jego rękach, a potem nagle spadłem jako wzór i robiłem wszystko po swojemu. Zawsze był o krok do przodu i dwa kroki do tyłu. Jeżeli już to już poruszał się do tyłu, zamiast do przodu.
- Ty mnie nie masz! - ponownie znalazłem w sobie siłę, aby wrzasnąć. - Nie masz nade mną żadnej władzy, nie wygrasz!
Osiągając swoje szaleństwo w pewnym momencie mój telefon zadzwonił, na co podskoczłem.
- Widziałem, że dzwoniłeś na stary numer. Czego chcesz dziecko? - usłyszałem głęboki głos Stephen'a.
- Musimy porozmawiać - syknąłem.
- Rozmawiamy - odpowiedział.
- Nie, o umowie jaką zawarliśmy.
- W porządku, mów dalej. - zachichotał.
- Nie tu, spotkajmy się. - kontynuowałem.
Jęknąłem. Mogłem wyobrazić sobie, jak przewracał oczami. - Kiedy się wreszcie nauczysz? Nie ty tutaj ustalasz zasady, tylko ja.
- Jeśli chcesz, abym zdobył dla ciebie twoje pieniądze, spotkajmy się w alejce z Grandma's Goodies, za pół godziny. - rozłączyłem się, nie czekając na jego odpowiedź.
Wszedłem do sypialni, aby zabrać moje klucze, ale okazało się, że Drew jeszcze spokojnie spał. Przegryzłem nieco wargę, wzdychając i pocałowałem go w czoło. Wsunąłem dłonie w kurtkę i zamknąłem drzwi balkonowe, przed wyjściem z pokoju.
Pośpiesznie wsiadłem do samochodu i pojechałem w kierunku alei. Myśli przebiegały w mojej głowie, a emocje walały się w  mojej piersi. Byłem otępiały i obojętny na wszystko.
Spojrzałem na zegarek, aby zorientować się, że za pięć minut minie trzydziesta minuta, odkąd dzwoniłem do Stephen'a. Chwyciłem za kierownicę i zaparkowałem tuż przy elei i czekałem. Powoli minutowa wskazówka zegara zaznaczała nas czas spotkania. Minęło aż piętnaście minut. Szybko stałem się zły, miałem odwrócić się i odejście, ale wtedy biały van Stephen'a pojawił się, a on wystawił głowę przez tylne drzwi. Jego oczy spojrzały na mnie, jak przeszkolony, szybko podjechał do mnie i to był ruch dla mnie. Wszedłem do swojego samochodu i zamknąłem drzwi przed brnącą furgonetką.
Spojrzałem na niego sceptycznie, zanim wysiadłem ze swojego samochodu i wsiadłem do niego.
- Chcesz rozmawiać czy nie? - uniósł brew.
- Nie próbuj niczego. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
- Nie marzysz o tym?
Przewrócilem oczami. Stephen, wskazał, abym zajął jeden z foteli. Ostrożnie usiadłem.
- Piwo? - spytał, trzymając w moim kierunku puszkę, ale pokręciłem głową.
- To nie jest spotkanie towarzyskie, odchodzę, Stephen. - spojrzałem an niego.
Dał mi rozbawione spojrzenie i wziął długiego łyka napoju.
- Mówię poważnie. - powiedziałem surowo.
- Oczywiście, że tak. - powiedział, nieprzeniknionym tonem. - Czy mogę zapytać, dlaczego?
- Caitlin myśli, że ją zdradzam. - powiedziałem.
- Cóż, a to prawda? - spytał w protekcjonalny sposób.
- Nie, oczywiście, że nie. - spojrzałem na niego.
- To dlaczego ona myśli, że tak jest?
- Bo jej wszystkiego nie mówię! - wrzasnąłem.
- A co to ma wspólnego z twoją pracą dla mnie? Hmm?
- Wszystko! - byłem coraz bardziej wściekły. - Ona chce wiedzieć gdzie byłem wczoraj i kim jest Lilian, a ja nie mogę jej tego powiedzieć.
- Dlaczego nie?
- Co? - spojrzałem na niego.
- Nigdy nie powiedziałem, ze nie możesz nikomu powiedzieć o kradzieży, albo o tym, że Lilian jest moją żoną, matką Seth'a. Cóż, możesz iść nawet na policję. Może wtedy zabiję ciebie i Lilian, to znaczy, zrobi to ktoś z moich bliskich, ale to nie jest przeciwko zasadom, nie ma żadnych zasad, naprawdę. To cięta i sucha sprawa. Kradzież pieniędzy, to żywi Caitlin i Drew, nie kradzież równa się to, że są marwi. Więc, jeśli chcesz możesz się wycofać i pozwolić im umrzeć. Więc jeżeli chcesz się wycofać i pozwolić im umrzeć, lub mówić wszystko i nie ryzykować, to tylko ty lub ktoś doprowadzi do ich zranienia, w porządku, ale nie wiń mnie za swoje decyzje.
Spojrzałem na niego ze złością. - Nie mogę powiedzieć Caitlin, że jestem przestępcą.
- Powtarzam, nie wiń mnie. To nie mój problem. - Stephen stożkiem wypił resztę piwa. - Teraz, jeżeli chcesz wyjść to okej, ale powiedz mi tylko. Dam ci dwadzieścia cztery godziny, abyś ukrył Caitlin i Drew, ale ich morderstwo i tak będzie interesujące. Nie ma nic gorszego, od nudnego zabijania.
- Idź do diabła. - warknąłem, zwracając się do okna.
- Tak, myślę, że będziesz gotowy, ilekroć uznasz, że nadszedł czas na następny trening. - uniósł brew.
Pokazałem mu środkowy palec, przed wyjściem z van'a. Słyszałem jego śmiech, po tym jak zatrzasnął drzwi.
Wkurwiony, ruszyłem z powrotem do mojego samochodu i wróciłem do domu jeszcze bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek. Zaparkowałem samochód w garażu i oparłem głowę na kierownicy, wciągnąłem głęboki oddech, rozważając wszystkie możliwości. Moje pojawienie się na balkonie. Szatana, nie można było pokonać w jego złej grze. Nawracały mnie powtórki z porad Lilian.
- Justin, chcę, żebyś mnie słuchał i chcę, abyś słuchał uważnie. Mój mąż jest egoistą, złym człowiekiem, który zasługuję na to, aby zginął w piekielnym pożarach, ale jeśli zagrasz z nim w jakąkolwiek grę, to sprawi, że stanie się on dziesięć razy gorszą osobą. Czasami w życiu trzeba stracić, aby zyskać. Rozumiesz co mówię?
Ciężko przełknąłem ślinę, próbując realizować to wszystko co musiałem zrobić, a co uderzyło mnie jak fala cegieł.
Podniosłem słuchawkę i wykręciłem numer Stephen'a. Odpowiedział w jednym mgnieniu. - Ukryj ich dobrze, Bieber. Twoje dwadzieścia cztery godziny, rozpoczynają się od teraz.